… ile razy otrzymuję negatywną odpowiedź w sprawie pracy, powtarzam sobie niczym mantrę, że nie ma sensu żałować naszych życiowych wyborów, bo w momencie kiedy je podejmujemy, to wydają się najlepszymi decyzjami, a przecież nie jesteśmy w stanie przewidzieć ich konsekwencji.
Tkwię w stereotypach nie ważne czy siedzę bezczynnie w domu, pracuję, chodzę w garniturku, podróżuję, szukam pracy, robię zakupy czy planuję. życie stało się gonitwą. Ciągle szukam czegoś więcej i to przeraża. Ani pieniądze, ani kolejne mieszkania, złote karty, piękne przedmioty, ani kariera wcale nie przyniosły mi szczęścia ani spełnienia. Może za wyjątkiem podróży i M… Na początku wszystkiemu temu towarzyszyło bardzo przyjemne uczucie, ale im wyżej wchodzi się po drabinie, tym większy stres i tym mniej życia w życiu. Dawne przemyślenia dopadają mnie na nowo i jakby z większą intensywnością – zmienił się tylko powód.
Staram się trzymać z dala od ludzi głupich złośliwych, zazdrosnych i małostkowych. Z upływem ostatnich miesięcy przestałem być odporny na komentarze i głupio mądre porady od „go ahead be tough zwizualizuj swoją przyszłość” osób z portali społecznościowych, imprez towarzyskich, wszystkich pseudo znajomych, którzy na wszystko mają gotową receptę, pozjadali wszystkie rozumy i prowadzą „very cool” życie, nie mają żadnych wątpliwości, zakrętów w życiu, minimalnych zawirowań czy gorszych okresów, ślepych uliczek i jakichkolwiek traum, mogą gardzić każdym komu nie idzie zbyt dobrze, bo przecież sam jest sobie winien. Sypią jak z rękawa pomysłami i głupio mądrymi poradami: jak się podnieść z depresji, wiadomo, trzeba wziąć się w garść. Nie masz pracy, znajdź nową. Jak wyjść z długów? Też wiadomo, trzeba wziąć się do roboty. Jak nie czuć się samotnym? Ha, wiadomo, trzeba po prostu kogoś poznać. Ich ego i przekonanie o własnej nieomylności jest, niestety wprost proporcjonalna do prezentowanej ignorancji.
Odkąd moje życie zawodowe przestało być kolorowe, powróciło czarnowidztwo najbardziej w świecie boję się oceny i wyroków ferowanych przez takie właśnie okrutne, pozbawionych empatii ludzi.
Dopiero gdy wszystko się ułoży nie będę nawet pamiętał, że mogłem przejmować się zdaniem takich osób. Fachowo nazywa się to chyba syndromem ofiary: człowiek liczy się z tym, co ludzie gadają. Wstydzi się i kłamie na potęgę.