Był to pierwszy raz kiedy w związku z jego pracą, robiliśmy coś naprawdę wspólnie i muszę przyznać, bardzo mi się to doświadczenie podobało. Ostatni raz w gastronomii pracowałem chyba na studiach w Stanach i wspominam ten okres z sentymentem. Praca fizyczna czasem bardzo uszlachetnia. Pamiętam tylko, jak buntowało się moje ego, gdy zakładałem białą koszulkę z napisem pomocnik pizzaiolo… Z drugiej strony przecież tylko do tego, ograniczała się tutaj moja rola, przede wszystkim chodziło by pomóc M, dopingować go i o ogólną dobrą zabawę. Dumę pokornie schowałem więc do kieszeni.
Konkurencja była spora, prawie 1000 uczestników w samej tylko kategorii pizza classica. Wśród pozostałych kategorii można było wziąć udział jeszcze w stile libero, pizza senza glutine, in teglia, napoletana, in pala, pizza piu larga, a due i pare innych.
Przez cały dzień otoczeni byliśmy włoskimi smakołykami oraz tłumem ludzi przygotowujących swoje konkursowe dzieła, rozkładających na specjalnie ustawionych, długich stołach swoje produkty albo wcześniej przygotowane specjały, w wolnych chwilach podglądających pokazy innych mistrzów – pierwszy raz widziałem z bliska targi tej branży i naprawdę wszystko robiło niesamowite wrażenie.
M. przydzielony został numer 744 i tak naprawdę swój pokaz zaczynał dopiero za dwie 3 h. Jak zwykle był bardzo dobrze zorganizowany, przygotował wszystkie składniki już w domu a ja miałem za zadanie pilnować jak oka w głowie naszej przenośnej lodówki.
Z zaciekawieniem przyglądałem się naszej konkurencji i muszę przyznać, że niektóre pizzę wyglądały naprawdę apetycznie, czasem denerwowała tylko cała forma prezentacji i nienaturalny przesyt. Niektórzy, moim zdaniem, przesadzili z formą nad treścią. Wypieczone pizze otoczone były np. całą kupą owoców, sushi, mięsa albo warzyw. Inni stawiali na bardzo oryginalne formy prezentacji typu pizza podawana na taczce, otoczona szyszkami i gałęziami albo szopka bożonarodzeniowa z figurkami. Nie wiem tylko czy jezusek był na pewno jadalny.
Gdy wreszcie wywoływano nasz numer sprawy potoczyły się bardzo szybko. M. zaczął przygotowywać swoją pizzę i tłumaczyć pierwszemu sędziemu z jakich składników się składa, jakich użył produktów do zrobienia ciasta a ja na ten czas dostałem bojowe zadanie, by upewnić się, że jego kieliszek wina nie jest pusty. Gdy pizza była gotowa i wyciągnięta z pieca podeszliśmy do następnej grupy sędziów zaprezentować im nasze małe dzieło. Pamiętam tylko, że widziałem swoją twarz w olbrzymim telebimie jakby z profilu i próbowałem ustalić jak mam się odpowiednio ustawić i gdzie patrzeć, żeby dobrze wypaść w telewizji i na zdjęciach.
Potem musieliśmy podejść do kolejnego stolika i pozwolić ostatniej czwórce sędziów na degustację a ja w tym czasie miałem polewać im do pełna. Niby taka prosta rzecz, ale oczywiście zacząłem od pana sędziego zamiast od jedynej kobiety w tym gronie za co M. zrugał mnie spojrzeniem.
Ostatecznie zdobyliśmy 740 punktów i uplasowaliśmy się w pierwszej światowej 30. a w Szwajcarii w pierwszej trójce!