Z szukaniem pracy idzie mi jak po grudzie. Próbowałem szukać pracy w Niemczech, w Szwajcarii, ostatnio aplikowałem nawet do eB na stanowisko poniżej swoich kwalifikacji. Mimo wszystko przychodzą chwile gdy myślę sobie – może udałoby mi się jeszcze cofnąć czas i przywrócić dawny stan rzeczy? Z takimi myślami biłem się wysyłając maila do Jackie, spotykając się na lunch z Angelą i byłym szefem. Nawet M., GH i rodzina próbowali przekonać mnie, że powrót tam nie byłby najgorszym rozwiązaniem. Przełknąłem nawet lunch z byłym szefem, od którego przecież wszystko się zaczęło. Z trudem przyszło mi wysłanie tam papierów…
Rozmowa kwalifikacyjna odbyła się w bardzo przyjemnej atmosferze a mój przyszły manager wcale mnie nie rozczarował, nie oszczędził mi ani kocopałów ani wynaturzeń na poziomie 2+2=4 . Wiedziałem że tak naprawdę robię to wszystko dla M. i że jest to tylko rozwiązanie tymczasowe. Kiedy jednak zadzwonił poinformować, że zdecydował się na innego kandydata zrzedła mi mina.
Teraz myślę sobie, że dobrze się stało, że nie dostałem tej roli – choć nie ukrywam liczyłem, że wybiorą mnie po starej znajomości.
Było mi to potrzebne aby zacząć patrzeć jedynie w przyszłość i nie oglądać się za eB, zamknąć ostatecznie tamten rozdział, bo nie mam tam powrotu. Jakikolwiek powrót byłby oznaką klęski, słabości i swoistej porażki
Czasem zastanawiam się czy dobrze zrobiłem. Z pieniędzmi na koncie mogłem kupić kolejne mieszkanie w Polsce i żyć jak dotąd. Codziennie rano chodzić do pracy, której nienawidziłem i uśmiechać się do szefa, którego utopiłbym w łyżce wody. Podtrzymywać wizerunek wesołego, pełnego energii pracownika corpo. Gdzieś w środku czułem jednak krzyk, który stopniowo narastał, aż miałem wrażenie, że dłużej nie wytrzymam. W końcu zdecydowałem, że czas pójść za tym wewnętrznym głosem, bez względu na konsekwencje.