Nicea potwornie jest rozkopana. Z powodu budowy kolejnej linii tramwajowej, masa ulic została wyłączona dla ruchu, drogi stały się jednokierunkowe a dojazd z jednego miejsca do drugiego może przyprawić człowieka o ból głowy, zwłaszcza jeśli nie zna się miasta. Nawet GPS stał się zbędny i kilka razy wariował, przez co trasy przejazdu musieliśmy szukać metodą prób i błędów.
W całym mieście widać obawy przed atakiem terrorystycznym, chodniki w centrum otoczone są wzmocnionymi słupami i solidnymi barierkami oddzielającymi ruch samochodowy od pieszego a na ulicach często spotyka się uzbrojonych w broń automatyczną żołnierzy. Wieczorem kiedy spacerowaliśmy po Promenadzie Anglików co jakiś czas oglądaliśmy się za siebie, jakby znowu miało się coś tu wydarzyć. Następstwem wydarzeń sprzed roku było mniejsze zainteresowanie turystów regionem, które ponoć już prawie wróciło do stanu przed atakiem. W końcu podobne smutne wydarzenia mogą zdarzyć się teraz w każdym miejscu na świecie.
Świeże ryby i owoce morza oraz śródziemnomorska kuchnia skusiły nas by wieczorem zasiąść w jednej z restauracji przy targu kwiatowym. Przechodząc między stolikami w oko wpadło mi szczególnie jedno miejsce, z bogatą ofertą owoców morza a serwowane na stolikach gości potrawy wyglądały bardzo apetycznie, zachęcając do spróbowania.
Przywołałem M., zająłem nam stolik a potem trochę za głośno skomentowałem, że inne miejsca wcale mi się nie podobają, bo za bardzo kojarzą mi się z „menu turistico” rodem z Piazza Navona… Właściciel restauracji, Włoch, uśmiechnął się, gdy niechcący usłyszał mój komentarz i na koniec wieczoru podarował nam mały prezent.
***
Kilka tygodni po powrocie z Nicei przyszedł do M. list z Francji. Mandat. Prawie 50euro. Oczywiście za speed na autostradzie.