… przynajmniej zginiemy w pięknym miejscu – powiedział do mnie M. gdy przed 6 rano wychodziliśmy z domu, łapać pociąg na lotnisko. Niebo było bezchmurne i czyste, całkowicie rozświetlone od gwiazd, pomimo wczesnej pory na zewnątrz panowała przyjemna temperatura. Spakowałem nas wieczór wcześniej, tak aby M. po powrocie z pracy mógł po prostu rzucić się na lóżko, zasnąć i wyspać się przed czekającym nas długim dniem. W Nicei wylądowaliśmy punktualnie o 10, choć samochód zarezerwowany mieliśmy z lotniska prawie 1,5 godziny zajęło nam jego odebranie. Najpierw M. nie mógł znaleźć karty kredytowej, potem zapomniał swojego pinu a na koniec okazało się, że mamy auto, ale bez ubezpieczenia, na co kategorycznie zaprotestowałem znając z doświadczenia talent francuskich kierowców do prowadzenia pojazdów. Klucze do auta otrzymaliśmy dopiero po dotarciu na drugi termial, co też nie było najprostszą sprawą bo cały teren wokół lotniska był rozkopany z powodu remontu. Dotarłszy tam, znowu musieliśmy ustawić się w kolejce, by odebrać kontrakt a potem połapać się w korytarzach piętrowego garażu i odnaleźć właściwy punkt odbioru auta. Przygoda goniła przygodę, w dużej mierze dzięki M. któremu tylko wydaje się, że mówi po francusku…
Saint-Paul de Vence to niewielkie miasteczko na poludniu kraju, w pobliżu Nicei. Pierwszy raz odwiedzilem je kilka lat temu z K. Dzięki artystom, galeriom i pielgrzymkom turystów będących ich wielbicielami stało się artystyczną stolicą Lazurowego Wybrzeża. Niebo wydaje sie być tutaj bardziej niebieskie, cykady głośniejsze, wysokie sosny wyższe i bardziej zielone, a ciepłe powietrze jakby pachnące. Takie właśnie jest Południe Francji. Kraina zachwycająca wszystkich przybyszów urodą krajobrazu i łagodnością klimatu. Szczególnie wrażliwi na południowe uroki i przyjemności życia są artyści i nie dziwilo nas że stało się ich ojczyzną. Spacerujac po krętych uliczkach z M. łatwo przyszło nam zrozumieć doaczego artyści wszelkiej maści docenili właśnie ten kawałek Europy, przyjazny klimat, światło i wdzięk, uczynili nieustannymi motywami swoich dzieł.
Kilkanaście minut drogi od Nicei, na jednym z licznych wzgórz usadowiło się właśnie Saint-Paul de Vence – perła w koronie Lazurowego Wybrzeża. 3 tysiace mieszkańców i tysiące odwiedzajacych spragnionych spotkania ze śródziemnomorską rzeczywistością znana z obrazów Chagalla, Picassa: szaro- beżowo kamienice, wysoka wieża kosciola, wokół morze kwiatów : pelargonie, irysy, a dookoła labirynty wąskich, brukowanych uliczek, galerie sztuki i sklepy z pamiątkami prowadzące do średniowiecznej fontanny i kaplicy. Zaraz po dotarciu do tego urokliwego miasteczka poszliśmy na lunch do przypadkowo Starego Młyna, który okazał się wyrafinowaną przyjemnością łączącą urodę miejsca z bardzo dobrą kuchnią i swobodną atmosfery. Wlaścicielka mówiąca po angielsku z rozczulającym francuskim akcentem przypomniała nam Le Chanteclair w Marigot i cudowną Mirellę.