Laotańskie delikatesy … Podobnie jak wielu ludzi na Zachodzie, czuję się dziwnie na myśl o jedzeniu robaków. A jedzenie owadów jest częstsze niż myślałem. Nieznane mi produkty spożywcze zawierające te małe stworzenia stanowią w Laosie zdrową i zrównoważoną alternatywą dla białka zwierzęcego. Świerszcze i inne owady nie tylko dobrze smakują, ale są doskonałe dla ludzi. Świerszcze mają subtelny smak, który niektórzy określają jako orzechowy, a nawet smakujący jak popcorn. Postanowiłem inaczej spojrzeć na owady i zjeść ich pyszne, trochę chrupiące ciała i cieszyć się wszystkimi ich dobrami, tak jak robi to reszta świata.
Rano przy okazji zwiedzania jaskini Pak Ou zauważyłem kobietę z lokalnej wioski sprzedającą w plastikowych butelkach żywe świerszcze. Zaciekawiony zapytałem swojego przewodnika czy próbował tego smakołyku – pokiwał głową twierdząco. Nieśmiało zapytałem czy zna jakieś miejsce gdzie mógłbym skosztować tego specjału? Uśmiechnął się i zaproponował byśmy kupili kilka butelek a w drodze do wodospadów Kuang Si postara się gdzieś je dla nas usmażyć. Cena była śmieszna, dlatego ochoczo przystałem na ten pomysł.
Dwugodzinna podróż łodzią motorową wzdłuż Mekongu okazała się bardzo przyjemna przejażdżką zwłaszcza, że już od bardzo wczesnych godzin porannych zaczęło mocniej przypiekać słońce. Leżąc wygodnie na długiej, drewnianej ławce, wyłożonej miękkim i wygodnym materacem, czując przyjemny ciepły wiatr rozchodzący się po całym ciele, patrzyłem leniwie w stronę linii brzegu i mijanych miejsc, wsłuchując się jedynie w warkot silnika nawet nie wiem kiedy przysnąłem. Do przystani dopłynęliśmy jako pierwsi, ucieszyłem się bo zdążyliśmy przed całą rzeszą turystów zalewających to miejsce każdego poranka. Zespól jaskiń ulokowany jest dość wysoko nad korytem rzeki, dlatego konieczne było wspinanie się po schodach. Miejsce zdecydowanie dla miłośników miejsc sakralnych, jaskinie robią wrażenie, ale poza tysiącami figurek Buddy wykonanych z różnych materiałów ktoś mógłby stwierdzić nic ciekawego. Mnie się bardzo podobało, bo potrzebowałem takiego dnia relaksu. Godzinka cudownego relaksu wśród zieleni i wapiennych skał wokół, przebija samą wizytę w jaskiniach.
Po drodze dodatkowy przystanek – wizyta w whisky village. Napitki alkoholowe, które spróbowałem i zakupiłem były słodkie i procentowo zbliżone do silniejszych win – całkiem smaczne. Nie odstraszał mnie ani dziwny różowawy kolor przypominający denaturat ani whisky w wężem czy skorpionem. Niestety ryżowa whiskey ma bardzo intensywny smak, którego nie niweluje ani limonka, ani mięta ani nawet cola cola. Kilka butelek alkoholu z zanurzoną w środku kobrą zabrałem ze sobą do Szwajcarii, zupełnie nie zdając sobie sprawy że przewożenie takich souvenirów przez granicę jest przecież nielegalne. Palicho że butelka nie miała żadnej etykiety ani znaków akcyzy, w środku, poza ziołami i brązową cieczą, znajdował się zakonserwowany wąż, z gatunków objętych ochroną.
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.