W lipcu 2007 dostałem prezent w postaci możliwości pracy zagranicą. Z perspektywy lat ten prezent wystarczył za wszystkie prezenty świata, przynajmniej takie mam wrażenie.
Gdy odszedłem z firmy pękła szklana kula w której żyłem a przez kilkanaście miesięcy bujałem się na obrzeżach rynku pracy. Dowiedziałem się, że moja praca i sukcesy z nią z związane przez lata były solą w oku innych. Usłyszałem też, że mam fajne cv i doświadczenie, ale zupełnie nikomu niepotrzebne, a przynajmniej ani w Szwajcarii ani w Polsce.
Minęło wiele lat, zmieniłem się ja i zmienił się świat, zapewne z powodu zastoju zawodowego jakby częściej zdarzało mi się podsumowywać moje dotychczasowe życie, taki mój mały prywatny fiś. Wielokrotnie zdarzało mi się łapać w myślach na jednym twierdzeniu: że miałem piękne życie, że gdyby teraz przyszło mi się z nim rozstać, w dowolnych okolicznościach, tak nagle, to nie dałbym szat, nie płakałbym bo miałem naprawdę piękne życie, zupełnie wyjątkowe. Po prostu wydarzył się scenariusz, który się zrealizował i którego byłem uczestnikiem, a którego nie byłem w stanie przewidzieć. Nie miałem żadnych powodów, żeby przypuszczać że moje życie będzie kolorowe i wyjątkowe. Mam wrażenie, że decyzja o emigracji uaktywniła we mnie człowieka, którym się stałem, wcześniej nie miałem pomysłu na siebie, właściwie żadnego planu na życie.
Moje pokolenie nie miało planu, bo wchodziło w życie w momencie totalnie przełomowym a szczęście polegało na tym, że kompletnie nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, że jest to przełom. Moje pokolenie uczestniczyło w spektakularnym przełomie dla Polski i jednocześnie jest ostatnim pokoleniem łączącym przeszłość z przyszłością, która jest wielką niewidomą. Pamiętam jeszcze niektóre rzeczy z tamtych czasów, pamiętam zachwyt nad kolorowymi opakowaniami, wstrząsające kolorowe napoje w puszce albo kartonie z zagranicy, pamiętam zapach i smak produktów niedostępnych na rynku. Pamiętam jak czasem bardzo się tego wstydziłem, chowałem to przed koleżankami i kolegami w szkole, ukrywałem, żeby nie było im przykro, bo miałem za mało, żeby się podzielić ze wszystkimi. Nie wstydzę się ani tego, ani tamtych czasów, bo dało mi to swoisty życiowy bagaż. Potrafię nadal mieć szacunek dla pewnych dóbr, człowiek który nigdy nie zaznał biedy, nie musiał zacisnąć pasa albo zagłuszyć w sobie jakiegokolwiek „głodu” to nigdy nie będzie w stanie docenić tego, że doświadcza przyjemności pełni.