Wiem, że nie powinno się z nikogo nigdy naśmiewać i że niektóre uwagi i komentarze najlepiej zachować tylko dla siebie. To lepsze niż ogłaszanie ich wszem i wobec niczym prawdy objawione, bo każda narracja ma to do siebie, że bywa myląca… Ale nie dałbym rady nie wspomnieć o swoich wrażeniach z podróży do Kazachstanu. W związku z tym, że w maju zaczynam nową pracę i najprawdopodobniej mogę zapomnieć o jakimkolwiek dłuższym urlopie przez najbliższe kilka miesięcy, postanowiłem wykorzystać ostatnie dni wolności i kupiłem bilet do Seulu z powrotem przez Astanę w Kazachstanie.
Sam z siebie pewnie nigdy nie zdecydowałbym się tam polecieć, bo Kazachstan raczej nie pozycjonował się wysoko na liście krajów, które jakoś szczególnie pragnąłbym odwiedzić, ale w ramach uatrakcyjnienia drogi powrotnej Korei pomyślałem: a co mi szkodzi? Z Seulu do stolicy kraju Astany leciałem Air Astana z przesiadką w Ałmaty. Zupełnie nie wiedziałem czego się spodziewać, na forach internetowych naczytałem się strasznych historii o korupcji, wysokiej przestępczości, ogólnie panującej biedzie, ale i o bogactwie i nowoczesności Astany. Żeby za nadto nie spaprać sobie urlopu, w Astanie postanowiłem zatrzymać się tylko na kilka dni. Nie miałem doświadczenia w przelotach ich narodowym przewoźnikiem, dlatego bilet na trasie Seul Almaty Astana kupiłem w klasie biznes. Air Astana reklamuje się jako jedna z najnowocześniejszych linii pasażerskich w tamtej części świata, co roku dostaje nagrody i podobno ma najnowocześniejsze samoloty, ale kto ich tam wie. Na youtube obejrzałem sobie parę filmików przedstawiających wrażenia z podróży na pokładzie ich samolotów i nawet zacząłem się cieszyć, że podróż minie mi w tak przyjemnych warunkach. No ale niestety, w Seulu ostatniej chwili zmienili typ samolotu i zamiast Boeingiem 767 poleciliśmy 757 z biznes klasą pamiętającą lata 90. – obszarpane, toporne, zdezelowane fotele, brak indywidualnych monitorów, wszystko jakieś takie siermiężne. Pasażerowie którzy wsiadali ze mną na pokład samolotu stanowili kolorową mozaikę podróżnych niczym z lat 80. – bezzębni, srebrnozębni, złotozębni, szarzy i pstrokaci, czasem jaskrawo kolorowi, zamszowo-futrzano-skórzani, brzuchaci, nieogoleni i niedomyci, pszeniczno-buraczani, mógłbym przysiąc że niektórzy panowie noszący się w obcisłych dresach nie nosili pod spodem żadnej bielizny, bo fafiki albo mocno odznaczały się im w spodniach albo bezwolnie latały na prawo i lewo. Moim zdaniem mało urodziwi, ale może to kwestia gustu.
Po starcie dopiero okazało się, że każdy z pasażerów otrzymał własny ipad z kolekcją filmów, kosmetyczkę, słuchawki a uroczy i nawet całkiem męski na krótko ostrzyżony pan steward jak nalał mi whiskey to od razu potrójnej, co by nie tracić czasu na późniejsze dolewki. Serwowane posiłki okazały się całkiem smaczne a fotele choć zdemolowane zębem czasu nawet wygodne i prawie rozkładane. W Ałmaty wylądowaliśmy punktualnie, miałem tylko godzinę na przesiadkę. Lotnisko okazało się małe, dlatego przestałem martwić się, że nie zdążę na następne połączenie do Astany, poza tym kartę pokładową otrzymałem już w Seulu a na kontroli paszportowej nie było kolejki. W Ałmaty było 22 stopnie, w hali odlotów panował okropny zaduch, nim przeszedłem przez kontrolę bezpieczeństwa byłem nawilżony w każdym otworze ciała jakbym szykował się na seksmaraton. Gdy znalazłem swój gate, akurat rozpoczęto wpuszczanie pasażerów. Ku wielkiemu zaskoczeniu okazało się, że nie wiadomo czemu Air Astana przebukowała mnie na następny lot, za godzinę. Musiałem się cofnąć do hali odlotów, na nowo zrobić check-in i przejść całą kontrolę bezpieczeństwa od początku. Nie obyło się bez zamieszania, bo obsługa lotniska nie potrafiła zrozumieć dlaczego chcę (albo raczej) muszę wrócić. W tzw. międzyczasie próbowałem połączyć się z wi-fi żeby dać znać kierowcy że przylecę innym samolotem. Nie uśmiechało mi się korzystać z usług lokalnych firm taksówkowych, ich kierowcy rzucali się na przylatujących turystów jak sępy czego przedsmak miałem na hali przylotów w Ałmaty – prawie sami łapali za walizki i prowadzili delikwentów do swoich aut. Taki kurs u nich z lotniska do centrum Astany 100 dolarów, podczas gdy ja płaciłem tylko 20.
Za to dwugodzinny lot z Ałmaty do Astany to jawna rozpusta: nowoczesny samolot, eleganckie wnętrza, przemiła obsługa, szyk, smak i bardzo wysmakowany gust. Lot przebiegł w przyjemnej atmosferze, kilka godzin minęło zadziwiająco szybko i już po chwili zniżaliśmy nad bezkresnymi stepami, ciągnącymi się praktycznie do progu pasa. Lotnisko w Astanie sprawia wrażenie prowincjonalnego, jednak do insfrastruktury nie można mieć zastrzeżeń
Późnym wieczorem dotarłem do hotelu. Pierwsze wrażenie? Nie da się ukryć, że Kazachstan to biedny kraj, infrastruktura w większości kraju kuleje, ale Astana robi bardzo dobre wrażenie. Astana rozświetlona jest neonami świateł, reklam i billboardów, a wielopasmowe drogi przywołują obrazy Dubaju albo innej arabskiej bogatej metropolii.
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.