Nie było mnie w Bernie raptem półtora miesiąca a zgubiłem się na dworcu. Nie potrafiłem dojechać do B. W związku z remontem ulic zmienili trasę autobusu nr 10, wpadłem w lekką panikę, bo nie potrafiłem znaleźć przystanku komunikacji miejskiej by dojechać do Ostermundigen. Poszedłem pieszo w kierunku Zytglogge, szybko się zgrzałem, dał o sobie znać upał o którym wspominał M. W autobusie tłum, 3 niepełnosprawnych na wózkach, dwie kobiety z dziećmi w wózkach, ciągle ktoś musiał wysiadać próbując zrobić miejsce dla kolejnych wsiadających. W Polsce niepełnosprawni nie wychodzą z domów, bo krawężniki są odpowiednio wysokie, przy schodach brakuje ramp podjazdowych, wszystko wydaję się być skonstruowane aby utrudnić im życie. Byłem zły na siebie o tak okrutne myśli, ale rzuciłem to na karby wysokiej temperatury która panowała wewnątrz pojazdu.
B. opowiedziała mi co dzieje się w biurze, po latach centralizacji stanowisk i procesów przyszła nowa dyrektywa z San Jose, ludzie zaczęli tracić stołki w Szwajcarii i nakazano im powrót do macierzy. Jedni wrócili do Stanów, inni wyjechali do Seulu czy innego Puerto Rico albo zgarnęli pakiet i na razie zupełnie zrezygnowali z jakiejkolwiek pracy. Nawet D. odeszła, postanowiła się przebranżowić i zajęła się modnym ostatnio coachingiem i szkoleniami. Trochę to śmieszne, bo nie pracuje tam już od tylu lat a wciąż żywo interesuje mnie co słychać na starych śmieciach.
Udało mi się spotkać z V. i W. Z pierwszą poszliśmy na kawę do Loeb, z drugą na lunch do Molino. Temperatury panowały zabójcze, na dodatek w związku z remontem torów nie jeździły pociągi w kierunku Tiefenau, stąd trasę dom centrum pokonywałem pieszo albo zastępczym busem. Plus dla Szwajcarów, że autobus był za darmo więc przez kilka dni poruszając się na trasie dom-centrum zaoszczędziłem sporo kasy.
Spotkaliśmy się z M. u notariusza, poczciwy pan jako jedyny odpowiedział na mojego maila. Zorganizowałem spotkanie przez jego sekretariat, podpisaliśmy wszystkie dokumenty, stało się zadość szwajcarskim wymaganiom, żeby móc wypłacić oszczędności z banku.
W czwartek M. odesłał wszystkie dokumenty, a w piątek po południu pieniądze znalazły się już na moim koncie czyniąc mnie bardzo szczęśliwym człowiekiem.