M przyleciał do Wrocławia co bardzo mnie ucieszyło. Odebrałem go z lotniska i praktycznie od razu skierowaliśmy się do nieśmiertelnego punktu na jego liście miejsc do zobaczenia czyli baru sushi. Mam wrażenie, jakby tutaj mieszkał bo ostatnio widzimy się praktycznie non stop.
Jednego dnia spadło tyle śniegu, że nie mieliśmy ochoty wyściubić nosa z domu, zmobilizowaliśmy się tylko po to by pojechać do nowego mieszkania a stantad na kolację w Stodole. M mnie zaskoczył prezentami: dostałem kawe Luwak a do tego japoński czajnik do zaparzania herbaty. Zrewanzowalem mu się najlepiej jak potrafiłem oferując pasztet z podgrzybkami.
W Opolu świeciło słońce, zdecydowaliśmy się tam pojechać tylko ze względu na to że rano wzeszło słońce i najważniejsze stopniał cały śnieg. Opole może dupy nie urywa z powodu swojej prowincjonalności, ale z drugiej strony Biesiada Opolska i gwarancja przepysznej polskiej kuchni są tylko tam.
Wreszcie udało mi się zabrać M na kolacje do Campo, choć nie mieliśmy rezerwacji mój instagramowy stalker bardzo mi pomógł.
W sobotę przed 5 rano odwiozłem go na lotnisko. Przypadkowo poznanemu chińskiemu turyście autostopowiczowi pomogłem dostać się do miasta i pokazać conieco Starego Miasta. Rzadko mam okazję oglądać staromiejski Wrocław o tak wczesnej porze i wcale tego nie żałuje. Zaprosiłem nawet go na śniadanie tak bez powodu. Nie zastanawiałem się nad tym zbytnio, zwykłej, bezinteresownej ludzkiej życzliwości sam nie raz doświadczyłem podróżując po świecie, z drugiej strony wierzę, że kiedyś los też się za to do mnie uśmiechnie.
Wróciwszy do domu położyłem się na moment spać, musiałem jeszcze się spakować, bo o 13 leciałem do Frankfurtu. Matko, ostatni raz w Niederrad byłem ponad 11 lat temu a hotel Innside wydawał mi się szczytem luksusu. Teraz gdy zobaczyłem go znowu po latach, ten sam praktycznie niezmieniony, z widokiem na biuro Nestle, z prysznicem akwarium po środku pokoju wydał mi się bardzo szary, pusty, mało okazały, przeciętny i taki jakiś bardzo skromny. Oj tak, długą drogę przebyłem od tamtego dawnego siebie, gust mi się zmienił nieodwracalnie i oczekiwania mam też dużo bardziej wyrafinowane. Lubię wracać tam gdzie byłem już, wracają mi wtedy skrzętnie ukryte w pamięci wspomnienia o ludziach i wydarzeniach.
Kolega wyszedł ode mnie późno w nocy, a ja zasnąłem na łóżku w ułamku sekundy. Rano nie zjadłem nawet śniadania, chciałem jak najszybciej dotrzeć na lotnisko. Lało jak z cebra, a ja pomyliłem drogę na stację kolejki i zamiast 8 minut szedłem 18 moknąc w rzęsistych strugach deszczu.
Ooooo kawa kopi Luwak! Kumpel miał w białym kafejkę z 10 lat temu. Filiżanka kosztowała 50 zł. Nigdy się nie skusiłem. Żałuję