Na rozmowy o pracę chodzę wystrojony jak pies na szczepienie: ładnie, schludnie, na bogato, pod krawatem i lekko, odziany jedynie jesiennym płaszczem, bo zimowego w kolekcji okazało się, że nie posiadam. Ostatni, który miałem wyrzucił bodajże M., ponoć wyglądałem w nim delikatnie mówiąc przaśnie. Efekt jest taki, że po ostatnim takim wyjściu na kilkustopnie mrozy przewiało mnie i to porządnie, leżę teraz, kasłam i prycham a z nosa przecieka mi niczym z nieszczelnego kranu.
Na ostatniej rozmowie zaliczyłem mały blamaż, zaraz na początku spotkania jakimś trafem wypadło mi szkło kontaktowe, na co zareagowałem dość spontanicznie i w mało wyszukanym języku: cholera, oko mi wypłynęło…
Wczoraj poszedłem na trzecią z kolei rozmowę w banku, nafaszerowałem się przed wejściem środkami farmakologicznymi, żeby nie zaprzatąć sobie głowy bólem zatok i katarem. Skuteczność 100%,ale zamiast tego ufundowałem sobie suchość w gardle, że dwa razy w ciagu godziny musiałem prosić o szklankę wody. Początkowo rola w CS mało mnie kręciła, dużo więcej obiecywałem sobie po „Committed to making a difference”, cieszyłem się jednak, że obie rozmowy miałem tego samego dnia. Niestety jak to czasami w życiu bywa nastąpiło mocno otrzeźwiające zderzenie własnych oczekiwań z rzeczywistością: przyszła szefowa nie pojawiła się na videokonfrencji, przełożyła ją na później, zaprzeczyła praktycznie wszystkiemu o czym wcześniej opowiadał rekruter a na prośbę podzielenia się własną wizją nowej roli, wykazała sie pojęciem bardzo mglistym, żeby nie powiedzieć, że żadnym. Zdążyłem zadać raptem trzecie pytanie, gdy usłyszałem, że ma coś pilnego, że ktoś z rekrutacji będzie ze mną w kontakcie i nie czekając na moją reakcję rzuciła słuchawką.
Refleksja pojawiła się natychmiast, ucieszyłem się w myślach, że nie odpuściłem sobie zupełnie rozmów w CS i że może jednak sprobuję coś tam z tej nowej roli dla siebie uszczknąć.
Wciąż uczę się nie mieć zbyt wielkich oczekiwań wobec ludzi zajmujących się rekrutacją albo sposobów prowadzenia interview, ale jak na razie ile razy przydarza mi się coś takiego czuję jakby ktoś wylewał mi na głowę kubeł zimnej wody.
Dziś rano pojechałem do nowego mieszkania doglądać ekipy, gdy niespodziewanie zostałem zaproszony do kolejnego etapu rekrutacji, zaproszenie mailowe, które wydało mi się trochę dziwne, bo było słowo w słowo identyczne jak poprzednie, tyle tylko, że wysłane od innego rekrutera. Przyjąłem upewniwszy się, że jest to kolejny etap, po czym po paru godzinach milczenia odebrałem nagle telefon, że będę miał rozmowę z szefem szefowej i nareszcie usłyszę jakieś konkrety.
Wygląda na to, że chyba znowu zbyt szybko się uprzedziłem.
Jest zatem nadzieja na zmiany, więc trzymam te kciuki, nawet jeśli nie pomogą, to dobrze wiedzieć, że ktoś trzymał.
Serdecznie pozdrawiam
Dzieki! Zmiany są dobre, pobudzają do działań inaczej człowiek by się zasiedział, zapierdział i wynudził a tak wyzwanie motywuje do działania.