Weekend w domu, w Szwajcarii. Jakbym miał się nad tym dobrze zastanowić i policzyć, to Berno nie jest moim drugim domem, tylko pierwszym. Spędziłem tam 12 lat życia, dużo dużo więcej niż w jakimkolwiek swoim mieszkaniu w Polsce – za wyjątkiem może domu rodzinnego… Dlatego śmiało mogę stwierdzić, że choć już tam nie mieszkam to jest to mój dom. Dużo się przemieszczam, nauczyłem się nie przywiązywać zbytnio do miejsc, bo sentymenty i wspomnienia choć piękne, utrudniają z czasem trzeźwe patrzenie na życie, ocenę sytuacji i podejmowanie decyzji. Poza tym najważniejsze, w Bernie wciąż mieszka i pracuje M., nasze mieszkanie wypełnione jest obrazami z przeszłości, wspólnych podróży, przygód, pamiątkami przywiezionymi z najdalszych zakątków świata. Ile razy znajduję jeszcze na ubraniach sierść Zero i przypominam sobie jak mnie ten sierściuch wkurzał, jak miauczał, skrobał w drzwi, a potem jak powoli umierał, to myślę właśnie o tamtym domu, o żadnym innym.
M. zawsze dbał o nasz dom: czyścił, mył, szorował, pielęgnował, ścierał, układał, przestawiał, dekorował, perfumował żeby było ładnie, czysto, pachnąco i elegancko. Odkąd mnie nie ma, wolne miejsca w łazience, na parapecie, na półkach zajęły kwiaty ale w takiej ilości, że gdy w piątek wszedłem do domu najpierw napatoczyłem się na kwietnik w przedpokoju, potem o mało nie zrzuciłem kwiatka znad zlewu. Pachnących małych mydełek głównie ukradzionych z dziesiątek hoteli, dumnie eksponowanych nad muszlą klozetową nie udało mi się już uratować. Ceramiczna misa choć ładna, za to mało stabilna, niechcący runęła z całą zawartością wprost do klopa. Gdyby M. to zobaczył pękłaby mu żyłka, potem urwałby mi jaja, więc żeby uratować swoje rodzinne klejnoty, nie popaść w niełaskę, a jemu oszczędzić smutku, powyciągałem je wszystkie, wysuszyłem i spowrotem ułożyłem na swoim miejscu. Rąk na pewno już nigdy nimi nie umyję, ale M trzyma je głównie jako dekorację więc epidemia nam nie grozi. Opowiem mu o tym incydencie później, jak już zauważy, że leżą ułożone inaczej i zacznie się śledztwo…
M. to nie perfekcyjna pani domu, to mały faszysta, jeśli chodzi o czystość i porządek to blisko mu do obozowego kapo. To jego zamiłowanie do porządku najlepiej widać w kuchni, w szufladach, w szafkach ze skarpetami ułożonymi kolorystycznie, bielizną ułożoną niemal od linijki i koszulami wyprasowanymi i w równych odstępach rozwieszonymi w szafie. Normalnie fiksat i psychol.
Wczoraj w nocy, kiedy wróciłem do Wrocławia byłem poirytowany, że nie mogę niczego znaleźć, że rzeczy i ubrania pałętają się po całym mieszkaniu, że kupki z ręcznikami ciągle spadają mi na głowę gdy otwieram szafę i że tracę mnóstwo czasu wiecznie czegoś szukając. Dziś po powrocie z pracy wywaliłem wszystko na środek pokoju, zacząłem porządkować i mechanicznie układać wszystko tak jak należy. Efekt mnie przeraził – M. stworzył potwora.
Jesteś niesamowity 🙂
Mój kolega ma też takiego partnera. Wszystko wszędzie jest idealne. Nawet jedzenie dla pieska w pojemniczkach w lodówce. Opisane oczywiście, by kolega nie zapomniał podczas jego nieobecności o karmieniu pupila.
Ja, po wyrzuceniu zawartości z szafy i włożeniu wszystkiego na nowo, nie miałabym siły popełnić wpisu. Niestety jestem zmuszona robić porządki w szafach moich synów, ale potem trzeba mnie reanimować.
u mnie to nie miłość, to syndrom sztokholmski;)
Czyli masz siłę w dłoniach!
Gdybym nie miała ochoty przeczytać wpisu raz jeszcze, ominęłaby mnie cała galeria zdjęć!
Szuflada na sztućce opracowana perfekcyjnie!
Ośmiornica wygląda apetycznie, ale chyba poprzestałabym na pomidorkach 🙂
Kwiatków rzeczywiście ma dużo, ale czyżby nie było instrukcji dotyczącej pielęgnacji??
Moja rola w dbaniu o kwiaty ogranicza się tylko do jednego: nie dotykać.
Myślałby kto, że to takie proste…
Kwiaty wymagają wiedzy, ponieważ niektóre wymagają rzadszego, inne częstszego podlewania, a trzeba wiedzieć, że większość ginie od zalania, czyli nadmiernego podlewania.
Perfekcyjne mieszkanie i dbałość o szczegóły to wynik troski o ład i estetykę. Przy okazji wszystko można znaleźć nawet po ciemku. Taki sprzątający to skarb, który wymaga chuchania, aby nie przestał dbania o porządek.
Serdeczności zasyłam
Mam znajomego, który w mieszkaniu ma tylko takie rośliny, którym nie szkodzi jak je nikt nie podlewa przez miesiąc czy dwa. Nazywa to „dobór naturalny”. W praktyce są to kaktusy.
mam takie same podejscie, w moim mieszkaniu zielone bujna kwiatki wytrzymalyby gora tydzien, potem zaminilby sie w suche badyle. A z kaktusami nie ma zadnego problemu:)