Nie będę ukrywał, że jadąc po pierwszym tygodniu pracy do Niemiec na tranzycje i poznanie zespołów, z którymi będę w przyszłości współpracował, czułem jak rosną mi skrzydła. Nie odczuwałem w ogóle strachu czy przerażenia tematami, z którymi przyjdzie mi się zmierzyć, bo w gdzieś z tylu głowy powtarzałem sobie przecież przerabiałem to już nie raz, jeśli ja tego nie ogarnę, nikt tego nie ogarnie. Poczułem przypływ pewności siebie, nabrałem wiatru w żagle, na samą myśl ile nowych rzeczy się dowiem, kogo poznam, komu będę mógł zadać wszystkie pytania które nurtowały mnie od pierwszego dnia przyjścia do firmy. Dodatkowo motywowało mnie, że interakcje służbowe z kolegami wewnątrz firmy układały się wręcz wzorcowo, z tego co zaobserwowałem wszyscy byli wobec siebie bardzo przyjaźni, panowała atmosfera współpracy i wzajemnej pomocy. Nie odwołuję tego, ale… Poznałem dziś kilka zespołów i ludzi którzy w nich pracują, rozmowy przebiegały w bardzo swobodnej atmosferze, każdy opowiadal o tym co robi, przedstawiał projekty w których uczestniczy, określał wspólne rejony i sfery gdzie przyjdzie się nam spotkać w niedalekiej przyszłości. Chwila refleksji pojawiala się po drugim lub trzecim spotkaniu kiedy odkryłem, że zespoły z którymi będę w przyszłości miał tyle do czynienia są bardzo młode, niektórzy pracują tutaj od kilku miesięcy, większość od roku, znalezienie kogoś kto pracuje dłużej niż 2-3 lata stanowi nie lada wyzwanie. Z doświadczeniem też bywa różnie, zdarzały się przypadki że osoba niedawno skończyła studia i rozpoczęła swoją zawodową przygodę w dużej międzynarodowej organizacji. Większość osób dopiero uczy się swoich ról, poznaje zagadnienia związane ze specyfiką swojej pracy więc zakwalifikowanie ich jako ekspertów w swojej dziedzinie byłoby mega przesadą. Mój szef rzeczywiście bardzo miły, spokojny, merytorycznie odpowiadał na wszystkie pytania, czasami brakowalo mu pewności siebie w określeniu oczekiwań co do mojej osoby i mojej roli, ale ogólnie wolę że pierwsze spotkanie odbyło się w taki a nie np. zbyt protekcjonalny sposób. Od jednego psychopaty dopiero co się uwolniłem i drugi raz z psycholem pracować bym nie chciał.
Pierwszy raz pracowalem zdalnie, poza biurem i nastręczyło mi to paru trudności. Mierzyłem się ze złośliwością rzeczy martwych: tuż przed spotkaniem wysypał mi się komputer, telefon nie działał jak powinien, padły słuchawki, klawiatura odmówiła posłuszeństwa a po czasie odkryłem że dostałem jej niemiecką wersję której rozkminienie zajęło mi sporo cennego czasu. Pośpiech nie jest najlepszym doradcą w chwilach stresu, tak więc kilka niekontrolowanych klików i pierdyknęły mi wszystkie dostępy i ustawienia a poziom frustracji od razu poszybował w górę. Będzie dobrze – powtarzalem sobie, ale na razie muszę uzbroić się w cierpliwość i konsekwentnie uczyć się i budować swoją obecność w nowym środowisku. Nie raz przyjdzie mi zakląć, wiem to na pewno, ale póki co panuję nad emocjami.
Dziewczyna, którą wyznaczyli mi do pomocy kilkakrotnie wsadziła mnie dziś na minę, nie potrafię jednoznacznie stwierdzić czy zrobila to specjalnie czy może dopiero dojrzewa korporacyjnie i uczy się poruszania w dużej organizacji, ale obiecalem sobie mieć ją na oku i dwa razy sprawdzać nim w czymś jej zaufam.
Do Bad Homburg będę przylatywał regularnie, podróż z lotniska do biura nie nastręcza trudności, tylko wybór hoteli trochę organiczony. Park Hotel wygląda na lekko zdezelowany, pokoje lata świetności mają już za sobą, brakuje klimatyzacji. Oferuje za to bardzo dobre śniadania, darmowe wifi i bardzo ładny balkon z widokiem na park.
Po pracy nie miałem siły wyjść na miasto, nieznośna duchota dała mi do wiwatu i odbierając klucze od pokoju marzyłem tylko żeby wziąć prysznic i walnąć się na łóżko. Zrezygnowalem z wyjścia na kolację, bo w ogóle nie czułem głodu. Od 3 rano byłem dziś w pracy więc po prawie 19 godzinach spędzonych na nogach w pełni zasłużyłem na relaks.
Czuję się przytłoczony zalewem nowych informacji, ale to przecież naturalne. Staram się do nikogo nie zrażać i robić swoje, najlepiej jak potrafię a reszta wyjdzie z czasem.
Klawiatura niemiecka jest taka, jak polska, jeśli umiesz pisać bezwzrokowo i ustawisz sobie język klawiatury. Gdybyś miał polską klawiaturę, a musiał używać znaków niemieckich byłoby trudniej.
Ktoś kiedyś stosował też nakładki na klawiaturę…
Za chwilę nie zauważysz różnicy, że nie masz querty
To może nie była niemiecka tylko jakaś inna, gdyby tylko „y” zamienione byłoby z „z” poradziłbym z tym sobie. Teraz nie zasnę i będę się zastanawiał jaka to ona mogła być że mi literki przeskakiwały 🤣
To lepiej śpij 🙂
Dobranoc
Młody zespół może być niepokojącym sygnałem, choć z młodzieżą pewnie pracuje się lepiej – są bardziej elastyczni, otwarci i jeszcze nie przymurowani do biurek.
Ale jak sam piszesz: posmatrim – uwidim.
Masz racje, ale nie mogę w drugim tygodniu pracy od razu się do wszystkich uprzedzać. Nóż mi się czasami w kieszeni otwiera ale na krwawa maskarę pila mechaniczna będę musiał trochę poczekać 😉
Do tego ta różnica pokoleniowa, którą coraz bardziej się odczuwa…
Racja, czuje się jednak pogodzony ze o Pokemonach Teletubisiach i rycerzach J I Joe ze mną nie pogadają. Ja zatrzymałem się na etapie Muminkow
Trochę poczytałam do tyłu…tak mniej więcej końcówkę 2017 i prawie cały 2018.
Zaciekawiło mnie Berno. Byłam tam w 2016, we wrześniu. To były moje najlepsze w życiu wakacje…bo byłam sama i sama decydowałam o tym czy i jak długo chcę się zatrzymać w danym miejscu. Zakochałam się Aare i jej turkusowych wodach. I jeszcze w jeziorze Thun…wróciłabym…
Przy okazji czytania odkryłam, że ty piszesz o sobie jakbyś był jakimś wiekowym starcem…A potem, ze właśnie kończysz 40 lat. Sparafrazuję mojego kolegę szkolnego …albo nie. Ale 40 lat to nie starość. 80 to może i tak…
W Bernie spędziłem tam 12 lat życia, dla jednych straszna dziura, nudna, prowincjonalna, byle jaka, trochę depresyjna, niby stolica a tak bardzo odstająca od Zurychu, Lozanny czy Genewy. Mieszkać tam znowu bym nie chciał, ale chętnie wpadam tam co kilka tygodni sprawdzić czy woda w rzece nadal jest tak turkusowa, czy niedźwiadki nie zdechły i czy ludzie dalej przaśnie się ubierają. W ostatnią sobotę pływałem w Aarze, skakałem z mostu i było fajnie mega fajnie więc Berno jak dla mnie ma swoje atrakcje🤪
Stary nie jestem, śmieję się tylko sam z siebie, ktoś mi kiedyś powiedział, że moim doświadczeniem i przygodami starczyłoby obdzielić kilka osób, więc to chyba stąd takie podejście.
Mój znajomy ocenia młodych po szybkości pracy. Jeśli zbyt wolno pracują, żegna się z nimi, gdyż twierdzi, że wolni nie nauczą się reagować na zmiany i opóźniają projekty.
Widać, że masz doświadczenie, więc dasz sobie radę, trzymam kciuki, jeśli w nie wierzysz, a jeśli nie, to i tak mam nadzieję, że zespół po jakimś czasie będzie chodził jak w zegarku.
Serdeczności zasyłam