Mało myślę o pracy w pracy i jeszcze mniej myślę o niej po powrocie do domu. Wychodzę z założenia, że po latach wytężonej harówy i samozwańczej tzw. kariery normalne jest, że niektóre rzeczy zajmują mi kilka minut. Po to się uczyłem i pracowałem intensywnie, żeby nauczyć się nie marnować czasu na rzeczy zbędne, a że moi koledzy tę samą pracę wykonują w kilka godzin no cóż, widać muszą przejść podobną drogę.
Moja nowa praca daje mi dużo satysfakcji, miło jest usłyszeć że jak nikt nigdy wcześniej potrafię popychać sprawy do przodu, nie jestem małostkowy, nie boję się eskalować albo uderzać do ludzi na dużo wyższych stanowiskach prosząc o pomoc albo domknięcie tematu. Pierwszy raz pracuję dla Niemców i trochę mierzi mnie to ich korporacyjne ugrzecznienie i owijanie rzeczy w bawełnę zamiast po prostu nazywanie rzeczy po imieniu.
Jak czytam ich eseje mailowe pełne könten möchten dürfen to czasami nóż mi się w kieszeni otwiera, są tak mili i uprzyjmi a na konsekwencji niekonkretni, że na koniec w nie wiadomo w sumie o co im w ogóle chodzi. Rozumiem konwenanse ale jeśli po przeczytaniu dwóch stron czyiś wypocin adresat nie wie w sumie co ma zrobić to chyba coś jest jednak nie tak.
Mój kolega z Niemiec Vincent jest tego najlepszym przykładem, od tygodniu próbuje się skontaktować z paroma osobami i ciągle bez skutku. Mówi że pisze, nawet dzwoni, ale reakcji jak nie ma tak nie było. Postanowiłem wziąć więc sprawy w swoje ręce i zaraz mieliśmy decyzje. Ktoś siedzący na drugim końcu świata, z Blackberry w ręku nie ma czasu czytać wywodów, z których nic nie wynika..
Może się teraz przechwalam, może miałem szczęście, albo jestem arogancki i zbyt pewny siebie, ale ważne chyba, że mam efekty.
Otóż to. Szybkość reakcji w podejmowaniu decyzji ma znaczenie. Moją znajomą zwolnili, mimo tego, że była dobrym informatykiem. Powód – wolne tempo pracy, zastanawianie się nad prostymi rozwiązaniami i te tasiemcowe e’maile. Szybkość to znak czasu, niestety.
Serdecznie pozdrawiam