Porobiło się ostatnio i to dosłownie. Przez moment ubzdurałam sobie, że jestem niczym Anioł Śmierci, bo gdzie nie zacznę pracować po kilku miesiącach zaczynają redukcję etatów. Znów ten sam schemat, jedna z największych firm branży medycznej i służby zdrowia w Niemczech, nigdy nie zwalniała ludzi i oto gdy pojawiam się ja – tadam – po 2 miesiącach zaczynają plan redukcji w imię restrukturyzacji i szukania oszczędności.
Tym razem, choć pracowałem najkrócej, redukcja mnie mnie dotknęła, za to poleciała głowa koleżanki, z którą „zderzyłem się” kilka tygodni temu.
Nic bym nie wiedział o zmianach, gdyby sama mi o tym nie powiedziała. Nie ma projektów, nie potrzeba tyle osób w PMO, kazali pozbierać jej zabawki i zacząć szukać innej piaskownicy.
Szkoda mi się dziewczyny zrobiło, mam dobre serce, zaproponowałem, że napiszę do kolegi dyrektora z biura po sąsiedzku, może coś się tam dla niej znajdzie. Kolega odpisał szybko, podał namiar na szefową HR, poprosił żeby podesłać cv. Przekazałem to koleżance a ta ucieszyła się jak dziecko.
Minął tydzień, spotyka mnie kolega dyrektor i pyta czy ta panna wciąż czegoś szuka i czy wysłała cv. Odpowiadam że tak i że na pewno wysłała. Okazało się, że nie wysłała nic, bo nie zdążyła przez 7 dni… Osłabiła mnie tym trochę, ale w końcu zmobilizowała się, napisała i wysłała.
Minął kolejny tydzień, dwa razy zdążyła nagabywać HR co z jej rekrutacją, kiedy zaczyna, w końcu dostała odpowiedź, że nie pasuje do profilu kandydata.
Wpadła w czarną rozpacz, płacz, zgrzytanie zębami i obwinianie wszystkich wokoło, że przecież przeprowadziła się do Wrocławia z innego miasta, że wzięła kredyt na mieszkanie, że ma trudną sytuację rodziną, że obiecywano jej projekty i gruszki na wierzbie. Przestała chodzić z nami na lunche, ostentacyjnie oznajmiając, że „nie ma pieniędzy”, ostatnio zaczyna uskuteczniać nowe teksty o tym, że coś sobie zrobi.
Wszyscy zaczęli się od niej odwracać, bo nikt nie lubi histeryczki, ludzie obrywają od niej za wszystko. Zrobiła się małostkowa, ciagle narzeka i sieje ferment. W pracy nie można na nią liczyć, bo albo ukrywa informacje albo udaje że pracuje.
Przyszła do mnie i poprosiła czy nie pomógłbym jej zorganizować tego spotkania z dyrektorem na gruncie prywatnym. Spoko – odparłem – tylko co ci to da – zapytałem. Chcę go błagać, na kolanach jak będzie trzeba, żeby dał mi tę pracę…
Nie wiedziałem czy to żart czy już totalna desperacja.
Ostatecznie nic jej nie załatwiłem, bo nie chciałem brać udziału w tej szopce. Próbuje zrozumieć jej potrzeby, pragnienia, punkt widzenia, ale niech zacznie wysyłać cv a nie liczyć, że dostanie pracę z litości. Ile razy mówi mi, że wysyła 100 cv dziennie, nawet na rolę sprzątaczki, mam ochotę nią potrząsać, powiedzieć jej zejdź na ziemię i nie zmyślaj. Rozumiem jej rozżalenie, ale zaczyna zakrawać to o absurd.
Są jeszcze łowcy głów… Wrocław, wydaje mi się, dużo oferuje…
Jej głowy nikt nie chce:)
Jeśli rzeczywiście jest z Wrocławia, to Biedronki zawsze szukają ;). Ale fakt faktem, sprzątaczki mają lżejszą pracę niż laski w marketach.
No niestety już znalazła. W jakimś centrum usług.
Wrocław to miasto najbardziej prężne, praca wszędzie jest, ale raczej dla zrównoważonych…
Serdeczności
Lepiej bym tego nie ujal🤣