Powiniennem pojechać do Berna i porozmawiać twarzą w twarz, wykonać pierwszy ruch, zainicjować spotkanie a nie załatwić sprawy byle jak przez smsy. Jesteśmy dorośli, kilkanaście lat przyjaźni i bycia razem zobowiązuje, nie tak załatwia się niedomówienia i nieporozumienia.
Powinienem przypomnieć sobie jak bardzo irytowało mnie załatwianie spraw przez SMS. Przecież to zupełny brak kultury dla drugiego człowieka, który jest mi przecież tak bardzo bliski. Brakuje teraz tylko dramy w postaci usunięcia M z grona znajomych na FB i IG.
W końcu to nie jest tylko ktoś tam, jakiś znajomy to mój M i powinienem stanąć ponad, pokazać że mi na nim zależy, że razem możemy znaleźć rozwiązanie. Przecież od niego oczekiwałbym tego samego.
Powinienem nie być zły, w końcu każdy popełnia błędy, jesteśmy ze sobą na dobre i na złe, to nie tak że M wywinął podobny numer pierwszy raz. Jestem po to żeby bez względu na wszystko stanąć w jego obronie, spróbować zrozumieć i wybaczyć. Nie jest się z kimś dla czegoś tylko po mimo czegoś.
Powinienem spróbować postawić się w jego sytuacji, popatrzeć z tej perspektywy na siebie i swoją reakcję, też przecież nie jestem ani święty ani wyrozumiały ani całkiem fair. Ile razy ja zrobiłem albo powiedziałem o jedno słowo za dużo czego później bardzo żałowałem.
Powinienem nie stawić go przed wyborem, rodzina albo ja – co za durny dylemat, na jego miejscu pewnie sam bez zastanowienia wybrałbym rodzinę.
Powinienem chcieć naprawić nasze relacje, uderzyć w wysoki ton, przeprosić, być tym mądrzejszym, chcieć razem rozwiązać problem i nie skupiać się na tym co się wydarzyło tylko patrzeć w przyszłość jak to teraz wszystko poskładać i naprawić.
Powinien kochać M bezwarunkowo, bez obietnicy lepszego jutra.
Powinienem uściskać go przytulić i powiedzieć że wszystko się jakoś ułoży a my obaj wyjdziemy z tego tylko silniejsi i mądrzejsi.
Za kilka tygodni święta. Czas oczekiwania na spotkanie z rodziną, na bliskość i spokój. To nie czas wzmożonego napięcia i niepokoju, otwierania ran i krzywd. Powinienem chcieć wyzbyć się gniewu i odnaleźć się z M przy jednym stole, nawet jeśli mnie skrzywdził.
Powinienem chcieć wybaczyć dla siebie, żeby żyło mi się lepiej, a nie dla M który mnie skrzywdził. On może nawet nie ma świadomości jaki ciężar noszę teraz w sobie. Żal i krzywda obciążają mnie, nie jego.
To co się stało już się nie odstanie, nie mam wyboru jak tylko zaakceptować ten stan rzeczy i spróbować ułożyć sobie relacje z M na nowo. Powinienem chcieć o tym zapomnieć, wszystkie negatywne emocje przede wszystkim od środka niszczą mnie samego.
Powinienem przestać bawić się w sędziego, który wedle własnych wytycznych ocenia osobę, która zachował się w określony sposób. Powinien przypomnieć sobie własne słowa – każdy ma swój własny, indywidualny model świata. Ludzie dokonują najlepszych dla siebie w danej chwili wyborów. Ludzkie zachowania ma zawsze pozytywną intencję, niekoniecznie dla mnie, ale dla nich drugiej strony z pewnością tak.
Powinien przestać oczekiwać od M bycia idealnym, czasami będzie popełnić błędy a moją rolą jest mu wybaczać. Skoro już tak zrobił, to widocznie tego potrzebował. Nawet jeśli popełnił błąd, być może potrzebował takiego błędu aby zrozumieć coś ważnego.
Może powinienem zastanowić się nad motywami M i zrozumieć co nim kierowało. Może dopiero wtedy bede mógł zaakceptować taki stan rzeczy odkładając na bok swoje własne oczekiwania. Możesz wtedy zrozumiem, że tak naprawdę nie ma nic do wybaczania, bo nie ma nawet winnego. Wina nie istnieje – jest tylko sztucznym tworem stworzonym przez mój umysł, który wierzy w dualistyczne pojęcie dobra i zła.
Zdroworozsądkowo i podręcznikowo tak być powinno, ale zupełnie jeszcze tego nie czuję.