…upał, bo jest nieznośny, dodatkowo się we znaki daje wysoka wilgotność powietrza. W domu pozasłaniałem wszystkie okna, nie oddalam się zbytnio od wentylatora, biegam w samych spodenkach, piję dużo wody i raz na jakiś czas chłodzę się lodowatym prysznicem, inaczej ugotowałbym się we własnym pocie. M. śmieje się ze mnie, bo to pierwsze słoneczne dni od początku lata, wcześniej ciągle padało albo było zimno. Jeśli utrzyma się to dłużej, pójdę kąpać się w lodowatej Aarze, bo to zawsze działało.
Spotkałem się dziś na lunch z W. Jedna z wielu zupełnie przypadkowych znajomości, które trwają do dziś. Połączyła nas Polska i fakt, że emigracja rzuciła nas do Szwajcarii. Przyjechała z Biel – największego dwujęzycznego miasta w Szwajcarii – w którym nota bene nigdy nie byłem, choć oddalone jest niecałe 30 minut jazdy pociągiem. Biel jest największym miastem w Szwajcarii, w którym zarówno język niemiecki, jak i fracuski są równouprawnione i w tym samym stopniu użytkowane. Tutaj można poczuć wyluzowaną atmosferę, która tworzy się właśnie w miejscu, gdzie mówi się w obu językach. Miasto jest tradycyjną metropolią zegarkową, gdzie pielęgnowana jest nadal rzemieślnicza produkcja zegarków: Swatch, Rolex, Omega, Tissot, Movado i Mikron, które mają tutaj swoje siedziby.
Poszliśmy do San Gottardo, bo to jedne z niewielu miejsc gdzie nie zamykają kuchni o 14.00. W wyglądają kwitnąco, ze swoim dziewczęcym uśmiechem i piersiami podskakującymi niczym balony, nie było faceta, który by się za nią nie popatrzył. Siedzieliśmy w moim dawnym ulubionym NordSud, którego już nie ma, zmieniła się nawet kuchnia. Opowiedziała mi o swoich wyjazdach, nieudanych relacjach, rozstaniach, depresji, nowym pracodawcy, pracy w szpitalu w okresie pandemii i zmianach, które w nim ostatnio zaszły. Definitywnie nie zamierza wracać do Polski, bo pomimo zawirowań jest jej tutaj znacznie lepiej niż w rodzinnym kraju.
Jeśli to kolejne pytanie w stylu ” co bys zrobiła na moim miejscu?” – to ja bym została w Szwajcarii.
Nie, wcale nie. Choć te lokalne serki i ręcznie robione czekoladki kuszą to wolę nasze polskie bagienko a tutaj tylko z wizytą i po zakupy.
Ale kiedy czytam Twoje ostatnie posty, mam wrażenie że się zastanawiasz..kiedyś tez juz o tym pisałeś.
Byc może jesteś z tych, co ja…że wolą nasze bagienko mimo wszystko…
Myśli o powrocie wciąż o chodzą mi po głowie, często wracają, ale zrzucam je na karby sentymentów niż samomotywacji do powrotu. Wciąż widzę więcej zalet w naszym polskim bagienku. Musiałbym dostać niezłego kopa;)
Ale na będąc Tobą, bo będąc sobą, byłabym nie do końca przekonana.