Koleżanka zaprosiła mnie na swoje okrągłe urodziny. W związku z ogólnokrajowymi obostrzeniami związanymi z pandemią, nie mogła zorganizować imprezy w restauracji dlatego zaproponowała spotkać się na wspólnym urodzinowym śniadaniu we wrocławskiej klubokawiarni i tam właśnie zaprosiła swoich gości. Podała dzień, miejsce i czas a ja miałem jedynie za zadanie zadbać o odpowiedni dla niej prezent. Punktualnie o 10:30 pojawiłem się w kafejce, przede mną przybyli już prawie wszyscy zaproszeni, większość gości pojawiła z dziećmi, czego nie dało się nie zauważyć ze względu na panujący przeraźliwy hałas. Na szczęście solenizantka (też mama) zorganizowała animatorkę, która dostała za zadanie zadbać by pociechy się nie nudziły, podczas gdy dorośli mieli mieć święty spokój. Przekraczając próg tego miejsca, usłyszałem klimatyczną muzykę i poczułem przytulną atmosferę ciepła, życzliwości zmieszaną z zapachem aromatycznej kawy. Zwyczajna atmosfera jak najbardziej standardowo oczekiwana w miłej i zachęcającej do odwiedzenia kawiarni.
Na stołach porozstawiane były talerze z przekąskami oraz karafki z wodą, natomiast jeżeli ktoś miał chęć zamówić sobie kawę czy herbatę albo całe śniadanie pt. tost czy jajecznicę – musiał złożyć zamówienie przy barze. Wśród zaproszonych gości nie zauważyłem wielu znajomych twarzy, dlatego zanim przysiadłem się do stolika, poszedłem zamówić filiżankę cappuccino. Za barem pracował młody chłopak.
– Cappuccino na mleku owsianym poproszę, zapłacę kartą – powiedziałem.
– Cappuccino? – zapytał potwierdzającego. Przytaknąłem szybko głową.
Chłopak wprowadził coś do systemu, po czym oddalił się od lady w kierunku stanowiska z terminalem płatności i zapytał:
– Jak będzie Pan płacił?
– Kartą – podpowiedziałem odruchowo jeszcze raz.
Chłopak popatrzył przelotnie, odłożył coś na bok po czym zapytał:
– Będzie Pan płacił kartą czy gotówką?
– Tak, kartą – odpowiedziałam tym razem lekko zniecierpliwiony.
Po złożeniu zamówienia miałem poczekać aż mnie zawołają. Przycupnąłem więc sobie niedaleko baru w oczekiwaniu na swoją kolej. Po 10 minutach nic się nie wydarzyło, zamówiona kawa nie była gotowa dlatego zapytałem ile będę jeszcze czekał.
– Przyjąłem pana zamówienie i jak będzie gotowe, zawołam – usłyszałem w odpowiedzi.
Minęło następne kilka minut, które zaczęło wydawać mi się wiecznością a mojej kawy jak nie było, tak nie było.
– Przepraszam ja tę kawę dostanę? – zapytałem najuprzejmiej jak tylko potrafię. – Przyjąłem pana zamówienie i jak tylko będzie gotowe zaraz pana zawołam – powtórzył chłopak.
No nic. no to sobie poczekam – pomyślałem a w psychopatycznej wyobraźni rozcierałem na ścianie rozbryzgnięte komórki mózgowe tego pana. Po kolejnym kwadransie podeszła do mnie koleżanka najwidoczniej spostrzegłszy moją zabójczą minę: – A ty co Piotruś na coś czekasz? – zapytała niewinnie
– Tak, na kawę, ale tutaj jakiś matoł pracuje, ewidentnie nie może się ogarnąć i chyba zaraz mu coś zrobię…..
– … Poczekaj, poczekaj muszę ci coś powiedzieć… – zaczęła, niestety nie zdążyła dokończyć myśli, bo właśnie ktoś ją zawołał, ale nim odeszła obiecała, że za momencik do mnie wróci. Tak więc ja niczym przysłowiowa oaza spokoju, wyciszony kwiat lotosu na spokojnej tafli jeziora ćwiczyłem swoje opanowanie nieustannie czekając, raz po raz ciskając gromy w stronę mężczyzny. Kolejka ustała, nikt nie stał by złożyć zamówienie, kątem oka dostrzegałem jak chłopak oparł się o ladę, jakby zamyślony, z pustym wzrokiem wpatrzony w przestrzeń.
– Przepraszam… – wyrwałem go ostro z tego zamyślenia.
Chłopak popatrzył na mnie i jak gdyby nigdy nic zapytał: – Coś dla pana? – czym niemalże mnie dobił a w myślach przeleciało mi szybkie ja pie…lę.
– A moja kawa…? – popatrzyłem na niego jak na kogoś o ilorazie inteligencji kawałka drewna albo zdechłego chomika.
-… a Pan zapłacił? – zapytał.
– No jasne, jakieś 45 minut temu – odburknąłem. Chwila dla debila i imbecyl to były naprawdę najlżejszy epitety jakimi określałem wtedy tego chłopaka w myślach.
W końcu odebrałem zamówioną kawę, poszedłem dosiąść się do stolika, w międzyczasie podeszła do nas kelnerka przynosząc jakieś wcześniej zamówione dania. Przeprosiłem ją i spytałem gdzie mógłbym dostać serwetkę na co nie odpowiedziała. Zapytałem jeszcze raz, tym razem trochę głośniej, bo może mnie nie usłyszała. Dziewczyna rozdała wszystkim talerze, zebrała ze stolika puste naczynia po czym odwróciła się na pięcie i odeszła totalnie mnie ignorując. Syknąłem wtedy i puściłem wiązankę pod nosem – co za cyrk, jakaś ukryta kamera, prawdziwa stronza.
Za chwilę pojawiła się moja znajoma i wróciliśmy do rozmowy, którą nam przerwano…
– …Słuchaj, bo tutaj to pracują ludzie niepełnosprawni…. tacy z defektami intelektualnymi, z autyzmem, z zespołem Downa, z Aspergerem, głusi, niedowidzący co utrudnia komunikacje, także myślałam ze wiesz…
Okazało się, że cafe bar prowadzony był przez stowarzyszenie zajmujące się terapią osób niepełnosprawnych intelektualnie, które kontynuują tu terapię mowy i myślenia przez pracę.
No a ja tego nie wiedziałem! Nikt mi o tym nie powiedział, nie znałem nawet tego miejsca, nigdy wcześniej o nim nie słyszałem. Momentalnie zrobiło mi się głupio, bo biedny pan za barem dostał ode mnie słowny łomot i metkę ameby ze wzrokiem tęskniącym za rozumem. Jeszcze te maseczki gdzie nie widać mimiki twarzy…na jego zachowanie włączał mi się jedynie agresor.
W trakcie imprezy okazało się, że pracownicy tego miejsca chętnie biorą udział w wydarzeniach, które są tutaj organizowane. Pracownicy nie są jedynie statystami, a w każdej uroczystości chcą brać czynny udział. Dla nas zorganizowali program artystyczny. Dostałem bojowe zadanie, aby osobom wchodzącym z zewnątrz wspomnieć, że na miejscu odbywa się impreza zamknięta. Co parę minut ktoś pukał, otwierałem drzwi i tłumaczyłem że nieczynne, że impreza zamknięta, wpuszczałem tylko tych, którzy przyszli wziąć udział w programie. Trafiłem na dwie dziewczyny z zespołem Downa. Jedna pytała czy załapie się na kawałek tortu, druga w progu zakomunikowała że przyszła na koncert, śpiewać, więc nie miałem żadnych wątpliwości, że należało ją wpuścić. To samo z osobą poruszającą się na wózku.
W ferworze przygotowań do przedstawienia zebraliśmy się na środku sali, czekając na ten szumnie zapowiadany występ. Stałem wmieszany w tłum, wśród wielu panów, gdy nagle otworzyły się drzwi. Dziewczyna z zespołem Downa weszła, rzuciła okiem po całej dużej Sali, po czym centralnie podeszła do mnie:
– Gdzie mogę zostawić płaszcz? – zapytała. Grzecznie i prawie bezszelestnie odebrałem od niej nakrycie wierzchnie i pokazałem kierunek gdzie powinna się udać. Moja koleżanka podeszła do mnie i skwitowała:
– … ale że te wszystkie laski tak zawsze na ciebie lecą Piter.
Jakby nie było był to komplement, bo spośród kilkunastu panów dziewczyna wybrała właśnie mnie… Zarumieniłem się na twarzy w kolorze rosso Valentino.
Po przedstawieniu przyszła kolej na krojenia tortu. Dziewczyna z obsługi, która pojawiła się w klubokawiarni najpóźniej, poprosiła mnie żebym jej pomógł. – Ja będę kroiła, a pan będzie nakładał na talerzyki i rozdawał gościom – zakomunikowała w tonie nieakceptującym sprzeciwu.
Po chwili wniesiono piękny, okazały, trzypiętrowy, kolorowy tort. Dziewczyna sprawnie pokroiła go na kawałki i ruchem głowy wskazała, że teraz moją kolej.
Sięgnąłem po pierwszy kawałek tortu, aby nanieść go na znajdujący się niedaleko talerz i bach – spory kawałek upadł bezwładnie na stół. Sięgnąłem po kolejny i też niechcąco mi się wymsknął. Przy trzecim byłem bardziej ostrożny, ale i tym razem upuściłem go na stół, nie docierając do brzegu talerza.
– Pan to chyba mógłby z nami tu pracować, na pewno by się pan odnalazł… – skwitowała.
Wiedząc jakie to miejsce i po co zostało stworzone przyznaję, że obsługa jest wyjątkowa pod wieloma względami, a miejsce jest otwarte dla wszystkich i pozbawione barier. Podoba mi się idea integracji społecznej, gości w roli terapeutów, atmosfery równości emocjonalno-poznawczej, szanowania wszelkiej indywidualności i nie w kontekście by każdego zrównywać, aby zapewnić równe szanse według potrzeb i możliwości.
Również niedawno byłem w takim miejscu. Myślę że każda osoba w pełni sprawna powinna odwiedzić taki lokal gastronomiczny.
Jeśli wiedziałeś co to za miejsce to miałeś szczęście. Ja zrobiłem z siebie niewrażliwego palanta
Byłbyś ” niewrażliwym palantem” gdybyś opisał to w inny sposób, inaczej się zachował, a po wszystkim inaczej to odczuł.
Świetna historia 🙂 mężowi reż się spodobała.
Gdybyś nie wiedziała gdzie jesteś, to jakbyś zareagowała? Miło i ze zrozumieniem czy pokazałbyś pazurki?
Nie wiem. Serio 🙂 wszystko zależy od tego, jak bardzo chciałoby mi się tej kawy :-))
Zazdroszczę doświadczenia I cierpliwości 🙂 Poza tym zawsze wiedziałam, że jesteś dżentelmenem!
A to ze dżentelmen to kwestia wypracowania 😀
Mój Drogi- to się ma w genach!
Aha😂
Tak niesamowite, ze aż nieprawdopodobne…ale idea bardzo do mnie przemawia.
Dobry pomysł miała twoja koleżanka. I jaką dobrą lekcje dostałeś 🙂 Myślę, że i tak byłeś cierpliwy, ale że naprawdę nic wcześniej nie zauważyłeś? Jacy otwarci i mili ludzie. Przygarnęli by człowieka od razu. Wyjątkowe miejsce, wyjątkowi ludzie 🙂
Tak fajnie/ obrazowo odpowiedziałeś. 🙂
Tez uważam że to było super że wybrała takie miejsce. Teraz sam mam ochotę tam wrócić.
Serio, nie dostrzegłem wcześniej że pracują tam ludzie z niepełnosprawnościami. Jeszcze te maseczki, widzisz tylko oczy…
Może to też o to właśnie chodzi, by do ludzi z niepełnosprawnościami podchodzić tak normalnie. Traktować normalnie. Oni sobie czasem radzą lepiej niż my, zdrowi. Czasem blokada jest w nas i to my mamy problem a nie te osoby z dysfunkcjami. To my utrudniamy. Sobie i im.
Mam w grupie chłopczyka, który stracił nogę w wypadku. Pamiętam, ten.. strach(?) i ostrzeganie ze strony współpracowników zanim jeszcze zaczęłam pracę. Z poruszeniem opowiadali jego historię. Jakoś nie bałam się. Wiedziałam, że nie chce go wyróżniać, że chce go traktować na równi z innymi dziećmi. Dopóki mu nie trzeba było poprawić nóżki nawet bym nie wiedziała, że to on. Jest ruchliwy za trzech i nie widzi problemu. I tak ma być 🙂
Świetne i pouczające 🙂
Ale wstydu trochę się najadłem
Nie każdy robi research miejsca, do którego idzie 🤔 ciekawe miejsce i skoro nie było to ordynarnie przedstawione to tym bardziej pokazuje, że ludzie niepełnosprawni to nadal ludzie!
ja nie wiedziałem. Potraktowałem to miejsce jak każde inne i oczekując tego samego zamawiając zwykła kawe. A lekcje pokory dostałem. Nie mam wyrzutów sumienia ale coś tam w głowie clicknelo ze rutyna może człowieka zgubić
A ja napatoczyłam się na jakiś reportaż na temat takiego miejsca i zachwycił mnie ten pomysł. Pewno to nie jedyne takie miejsce u nas w kraju i ludzi bym nie poznała, ale może w czeluściach moich myśli zaskoczyłoby coś i skojarzyłabym ‚ chociaż jestem też ciekawa jakbym zareagowała jakbym nie skojarzyla. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję że w miarę jak Ty;)))
Słyszałem ze takich miejsc powstaje coraz więcej.
Doświadczenie jedyne w swoim rodzaju pod warunkiem ze się nie wie gdzie się przebywa. Bo jak się wie, to człowiek się nastawia, łatwiej wybacza, jest bardziej wyrozumiały
a ja kilka dni temu widziałam wiadomość, że jakiś lokal z taką obsługą się zamyka. Nie dali rady covidowi i nowemu ładowi. Niestety. Szkoda.
Ja mam nadzieje ze tego mi nie zamkną. Jestem na etapie sprawdzania im klientów