Bejrut – dzień drugi

W wieczór przed wyjazdem dowiedziałem się, że w niedzielę rano pojadę do Baalbek – miasta w północno-wschodnim Libanie, czwartego co do wielkości miasta w Libanie. Lokalne biuro, z którym organizowałem pobyt zmieniło kolejność odwiedzanych miejsc. W sumie nie robiło mi to różnicy. Punkt 8.25 pod hotel podjechał minivan a bardzo uprzejmy pilot odebrał mnie z hotelowego lobby. Wśród podróżujących prawie sami panowie: 2 Niemców, Argentyńczyk, Meksykanin, Amerykanin i jedna mieszkająca w Irlandii Rumunka. Bardzo szybko wszyscy się między sobą zakumplowaliśmy.  Nie było żadnych zgrzytów, niedomowień, irytacji, nigdy nie musieliśmy na nikogo czekać. Przypadkowo zebrana garstka osób okazała się świetnymi kompanami podróży. Wszyscy mówili doskonale po angielsku, potem jeszcze kilkakrotnie spotkaliśmy się na innych wycieczkach, czasami nawet razem umawialiśmy się wieczorem na drinki czy kolacje. Musze przyznać pierwszy raz ucieszyłem się, że nie ma ze mną M. bo musiałbym jak zwykle wszystko tłumaczyć a o wspólnych wyjściach mógłbym zapomnieć. Trasa do Baalbek ciągnęła się niemiłosiernie długo, trochę nami trzęsło na nierównych drogach, ale ile razy nasze auto wyskakiwało w górę wybuchaliśmy gromkim śmiechem.

Okazało się, ze z Bejrutu do Damaszku w Syrii jest nie całe 120km. Niektórzy, z nowo poznanych znajomych w ramach wizyty w Libanie planowali tam podróż pod eskortą lokalnych przewodników. Dowiedziałem się, że z Bejrutu organizowane są takie wyjazdy na 4-9 dni, pośrednik pomagał w zdobyciu wizy, załatwiał transport, hotele i ochronę. Niektórzy mieli już takie wyjazdy za sobą i im dłużej ich słuchałem, tym bardziej dojrzewała we mnie chęć wybrania się na tak niecodzienną wyprawę.

Baalbek był jednym z najważniejszych punktów podróży po Libanie a to ze względu na starożytny kompleks świątynny, który – jako najlepiej zachowany tego typu obiekt na Bliskim Wschodzie wpisano na listę UNESCO. Miasto położone jest niecałe 20 km od granicy z Syrią, obecnie sytuacja pozwala na swobodne podróżowanie po tej części Libanu. Sam Baalbek to typowo muzułmańskie miasto, gdzie łatwo dostrzec silne wpływy Hezbollahu. Nieustannie ktoś próbował sprzedać nam koszulki, propagandowe DVD, flagi i inne memorabilia związane z szyicką partią wspieraną przez Iran.

MSZ na swojej stronie odradza podróże do Doliny Beki o ile nie jest to konieczne. Osobiście nie widziałem jakiś zagrożeń na trasie. Ok czuć tam bardziej muzułmańską stronę Libanu, a przez ostatnie kilkanaście kilometrów towarzyszyły nam flagi Hezbollahu oraz zdjęcia ichniejszych przywódców, bohaterów i męczenników.

Po drodze zatrzymaliśmy w meczecie Sayyida Khawla córki imama, religijnej atrakcji turystycznej Baalbek. Tylko panowie zdecydowali się zwiedzić kompleks. Przed wejściem do meczetu musieliśmy zdjąć buty. Dwóch panów okazało się być parą, a zdradziły ich tęczowe skarpetki. Będąc w środku meczetu zagadałem ich, że są bardzo odważni paradując i manifestując kolory tęczy. Jeden popatrzył na mnie, uśmiechnął się i skwitował, że podobnie podziwia mnie wchodzącego do meczetu w koszulce z olbrzymim nadrukiem Unabomber…

   

Informacje o saberblog

sabera myśli zapisane, czyli internetowa ziemia obiecana współczesnego narcyza i lansera. Jestem szczęściarzem, w czepku urodzony, z poukładanymi priorytetami, który podąża za swoją pasją. Lubię pisać bloga, bo w ten sposób obserwuję siebie i całą resztę. Udowodniłem sobie, że jestem człowiekiem wolnym i otwartym. To bardzo przyjemne uczucie, zrobić w życiu coś dla siebie, wbrew temu co mówią inni, co wypada, co należy albo trzeba. Czasem mam wrażenie, jakbym dopiero co skończył studia, niedawno zaczął pracować, dopiero co wyemigrował z Polski, rzucił pracę, wyruszył w podróż dokoła świata, odwiedził ponad 90 krajów. Innym razem łapię się za głowę, ile to już lat minęło, ile po drodze się wydarzyło. Czas jest fajną materią, taką bezkresną i niedotykalną. Fajnie obserwować emocje swoje i innych. Elektroniczny pamiętnik staram się prowadzić w miarę systematycznie – to jedna z niewielu rzeczy, które w życiu robie naprawdę regularnie, bo zwykle na bakier u mnie z obowiązkowością. Czasem wracam do spraw np. sprzed roku i okazuje się, że gdy patrzę na tamten czas choćby z perspektywy dwunastu miesięcy, widzę, że był on naprawdę wypełniony. Myślę że gdyby nie ten blog, brakowałoby mi życiowego „pionu”. A tak zawsze mogę spojrzeć na przeszłość z dystansu i zobaczyć czy udało mi się zrealizować swój zamierzony plan, zweryfikować gdzie popełniłem błędy albo po prostu pamiętać o tych wszystkich miłych wydarzeniach, których byłem uczestnikiem.
Ten wpis został opublikowany w kategorii podroze i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

3 odpowiedzi na „Bejrut – dzień drugi

  1. salmiaki pisze:

    :-))))) ale mnie rozbawiłeś historią o koszulce! Prawdziwa bomba!

  2. Sa i zdjecia;)). Uwielbiam!;)). Wszystko wyglada super.

Skomentuj

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s