Po dwóch latach okresu pandemii i związanym z nim ograniczeniach w swobodnym podróżowaniu, zamknięciu krajów, konieczności robienia testów – z radością przyjąłem wiadomość, że coraz więcej krajów otwiera się na turystów, systematycznie znosi obostrzenia i znowu bez obaw można kupić bilet na samolot. Byłem tak głodny dalekich i egzotycznych wojaży, że w listopadzie kupiłem w promocji bilet do Kolumbii i ekscytowałem się jak dziecko odliczając tygodnie do wylotu. To nic że w międzyczasie Luftwaffe trzykrotnie zmieniało godziny wylotu i przylotu a nawet wymusiło na mnie zmianę daty powrotu. Z zaplanowanego na 2 tygodnie wyjazdu zrobiło się nagle 3 ale przecież to nie katastrofa.
W piątek w ostatnim dniu pracy przyszedłem do biura bardzo wcześnie, plan był następujący: doprowadzić do końca kilka spraw, pożegnać się z K, zjeść lunch w towarzystwie Sekretariatu Trzeciej Rzeszy i wrócić do domu by dokończyć pakowanie. Nastąpiła mała zmiana planów bo o 6 rano wyłączyli mi wodę w mieszkaniu, na chwilę przypomniały mi się czasy komuny po czym obleciał mnie strach, że ot zostałem skazany na mycie i golenie w butelce gazowanej Staropolanki pojemności 0,3l. Drugą opcją był karton mleka owsianego, bo przed urlopem opróżniłem całkowicie zawartość lodówki. Jak nie było wody to zatrzymało się pranie oraz stanęła zmywarka, widmo braku czystej odzieży na wyjazd stanęło mi przed oczami.. Tak oto mój poranek zaczął się lekko stresująco, ale przed 7.30 wszystko wróciło do normy a oto ja czysty i pachnący wkroczyłem dumnie do biura. Z zepsutej maszyny zrobiłem sobie kawy tzw. kaputtcino zasiadłem do maili i odprawiłem się na samolot. Sekretariat Trzeciej Rzeszy zmył mi głowę, że robię pranie na ostatnią chwilę, że pakowanie powinienem był zacząć tydzień wcześniej, że jestem zbyt lekkomyślny bo nie pozwalam matce zająć się mieszkaniem podczas mojej nieobecności, sukulenty uschną i na pewno rura pęknie, sąsiada zaleję albo on mnie, wybuchnie pożar, spięcie w kontakcie się zrobi a tu nikogo ni chu chu. Tak już mam że bardziej nie lubię gdy ktoś grzebie mi po szafkach, przestawia rzeczy, dotyka a potem nie odstawia przedmiotów na swoje miejsce, robi porządki w szafkach na swoją modłę.
Maile porobiłem, ustawiłem autorespondera, wydrukowałem wszystkie rezerwacje, bilety i vouchery. Zacząłem szykować się do wyjścia jak Luftwaffe wysłało mi wiadomość, że mój lot do Frankfurtu właśnie został anulowany. Szczęśliwie za pierwszym razem udało mi się dodzwonić do biura obsługi klienta gdzie miła pani oznajmiła mi że mają ostatnie 6 wolnych miejsc na lot o 6.30. Zgodziłem się, choć oznaczało to dla mnie bardzo krótki sen przed bardzo długą podróżą.
Dziś rano tak wiało nad Wrocławiem, że pomyślałem sobie że nigdzie już nie polecimy. Na szczęście nic takiego się nie zdarzyło. Dopiero dzisiaj uświadomiłem sobie jaką głupotę zrobiłem godząc się na lot do Medellin z przesiadką w stolicy Meksyku. Zamiast lecieć krócej przez Bogotę będę warował po 4-5 godzin najpierw we Frankfurcie, potem w Meksyku i jeszcze bagaż nagle kazali odebrać mi w Meksyku i nadać go znowu bo to Avianca i lot odbywa się po północy jak nic 36 godzin podróży wliczając dojazd z/na lotnisko, lot i przesiadki. Przygoda goni przygodę z tym wyjazdem, bo nic z moich planów nie jest tu oczywiste.
Na lotnisku we Frankfurcie nie byłem chyba z lata świetlne, nic się nie zmieniło wciąż te przydługie korytarze i konieczność przechodzenia kilometrowymi tunelami ciągnącymi się pomiędzy terminalami. Za to nigdy nie lubiłem tego właśnie lotniska. Dziś jednak kroczyłem pokornie z tłumem innych podróżujących odgrzebując zardzewiałe wspomnienia dobrze znanych mi starych kątów. Dziś dodatkowo nie działa winda i do bramek Z trzeba było zaiwanić kilka pięter pieszo po schodach.
Jestem w połowie drogi, gdzieś nad Zatoką Meksykańską, oczy mam suche ze zmęczenia i niewyspania. Jak pomyślę że czeka mnie jeszcze ponad 10 godzin podróży robi mi się słabo.




To ja Cię tylko uspokoję odnośnie sukulentów- one przeżyją 🙂
Nieźle zaczyna się ta podróż!
Atrakcje i wrażenia na miejscu z pewnością wynagrodzą trudy podróży 🙂
Podziwiam Twój upór w spełnianiu planów/marzeń.