Moja praca magisterska dotyczyła krajów nadbałtyckich dlatego bardzo spodobał mi się pomysł spędzenia weekendu w Rydze. Długo wyczekiwałem tego wyjazdu by móc wreszcie skonfrontować własne wyobrażenie o tym kraju z rzeczywistością.
Pod względem towarzyskim czułem się bardzo spełniony. O nocy w hotelu na lotnisku w Zurychu i tym co działo się potem w samej Rydze mógłbym nakręcić kolejną serię filmów klasy xxx pełną popisowych scen.
Wszystko odbyło się według tego samego schematu, było jak być powinno – może oprócz cen, które rzuciły mnie na kolana.
Jeszcze przed wylotem sprawdzałem przelicznik łata względem franka. Dookoła słyszałem ze Łotwa jest krajem drogim ale mnie wydawało się to dziwnie przesadzone, bo jak dla mnie, wszystko było stosukowo tanie – mając zakodowany w głowie kurs lata ceny dzieliłem przez 2.
Po zwiedzeniu miasta skusiłem się na zakupy w centrum handlowym. Sprawiłem sobie kilka swetrów od Hilfigera za które zapłaciłem kartą maestro. Potem w drodze do hotelu trafiłem na salon Prady i D&G i pokusiłem się żeby do niego zajrzeć. Ceny ( na pierwszy rzut oka) rzeczywiście nie odbiegały znacząco od europejskich, nawet wypatrzyłem sobie jedną marynarkę.
Choć nie była tania to w przeliczeniu na franki wydawała się być całkiem kuszącą okazją. W przymierzalni usłyszałem, że dostaję 30% upustu i wtedy puściły mi hamulce, bo do reszty skompletowałem jeszcze kolekcję bielizny i zapas koszul. Ze zdziwieniem potraktowałem tylko sygnał, że moja maestro nie działa gdy przyszło do płacenia, ale od czego są w końcu karty kredytowe!
W ruch poszła Mastercard i było po wszystkim.
W drodze do Radissona zastanawiałem się dlaczego nie zadziałała mi karta, myślałem że maestro akceptują i jakby przeczuwając coś niepokojącego po powrocie do pokoju od razu sprawdziłem stan konta. Zdziwiło mnie gdy odkryłem, że zniknęło mi nagle ponad tysiąc franków – nie wydałbym przecież takiej kwoty nie zauważając.
Zacząłem jeszcze raz liczyć wszystko od nowa i wciąż coś mi się nie zgadzało. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że przelicznik tutaj jest odwrotny – zamiast dzielić powinienem był ceny mnożyć przez dwa…
W następstwie tego nastąpiło wielkie objawienie, bo zdałem sobie sprawy ile tak naprawdę wydałem na te zakupy. Musiałem nalać sobie sporą szklankę whisky kilkakrotnie rzucając pod nosem przekleństwami. Ekonomista po studiach, pracujący w finansach okazał się być skończonym idiotą w przeliczaniu walut – zamiast mnożyć, dzieliłem – po prostu palant i tępak.
Byłem zły na siebie i na własną głupotę, za którą przyszło mi słono zapłacić.
Przez noc jakby pogodziłem się, że wydałem tyle na rzeczy, choć spokojnie mógłbym się bez nich obejść. Pocieszałem się, że świadomie nigdy bym takich zakupów nie zrobił a tak to sprezentowałem sobie parę fajniejszych ciuchów.
Na lotnisku w Zurychu zatrzymały mnie służby celne. Za brak zgłoszenia deklaracji o zakupionych za granicą markowych towarów dostałem mandat ponad 500 franków…
To był bardzo drogi wyjazd i niezapomniane zakupy. A ja w opini celnika jestem trouble manager…
Archiwum
Tagi
- amore
- Anglia
- Argentyna
- Australia
- Austria
- Azerbejdżan
- Bahrajn
- Bali
- Brazylia
- Chile
- Chiny
- Chorwacja
- Ekwador
- emigracja
- Estonia
- Fidżi
- Filipiny
- Finlandia
- Francja
- GH
- Gruzja
- Hawaje
- Hiszpania
- Holandia
- Hongkong
- Indie
- Iran
- Irlandia
- Islandia
- Japonia
- Kanada
- Karaiby
- Katar
- Kazachstan
- Kolumbia
- Laos
- Liban
- Malezja
- Malta
- Maskareny
- Mauritius
- Mądrości
- Nepal
- Niemcy
- Nowa Zelandia
- Oman
- Palau
- Panama
- Peru
- podróże
- Polinezja
- praca
- RTW
- Rumunia
- Serbia
- Seszele
- Singapur
- St. Maarten
- studia
- Szwajcaria
- Szwecja
- Tahiti
- Tajlandia
- tanzania
- Turcja
- USA
- Warszawa
- Wietnam
- Wrocław
- Wyspy Cooka
- włochy
- Zanzibar
- ZEA
- związek
- Łotwa