M zgubiła zachłanność. Po przylocie zaproponowano nam upgrade do grand suit. Nim się zdecydowaliśmy mogliśmy obejrzeć oba pokoje i wybrać ten, który odpowiadał nam najbardziej. Na widok dwupoziomowego apartamentu z balkonem i jacuzzi M wpadł w taki zachwyt, że decyzje została podjęta niemal jednomyślnie. Gorzej było tylko z płaceniem, bo wyszło na to, że dopłatę miałem pokryć sam z własnej kieszeni. Zapomniałem o tym szybko, bo pokój rzeczywiście był wielki, na piętrze garderoba i sypialnia, na półpiętrze łazienka a na dole wygodny salon połączony z aneksem kuchennym, wejściem na taras no i co dawało po oczach najbardziej, z przeogromnym jacuzzi usytuowanym przy samym oknie, gdzie leżąc wygodnie mieliśmy do wyboru: podziwiać morze i plaże albo wielki, zamontowany na ścianie telewizor LCD.
I wszystko byłoby szczytem komfortu, gdyby jeszcze tego samego wieczoru M nie doświadczył pewnych niedogodności. Otóż w sypialni znajdowały się ścięte ściany dachu pokryte białą farbą, zmieszaną z czymś co wyglądało jak grys i jeśli przypadkowo zahaczyło się o to głową powodowało to bardzo dotkliwy ból pozostawiając krwawe ślady.
Także poranne bieganie z góry na dół, po schodach i śliskiej posadzce dało nam się we znaki. Obiecałem sobie, że jeśli kiedyś postanowię kupić dom, to nie będzie w nim absolutnie żadnych schodów.
Z uroków jacuzzi korzystaliśmy parokrotnie, spożywanie w nim alkoholu nie było pomysłem najrozsądniejszym, któregoś wieczoru razu u M wywołało to osłabienie, tak że próbując wydostać się z wanny runął prosto na podłogę i pozapalane naokoło rozgrzane świece, które lekko go poparzyły.
Na przeciwległym brzegu wanny znajdował się kawałek, na którym można było swobodnie usiąść, niestety przylegał bezpośrednio do wielkiego, panoramicznego okna z widokiem na patio, na którym czasami odbywały się przyjęcia weselne. Gdy raz usadowiliśmy się wygodnie na skraju wanny a nasze gole pośladki ochoczo zassały się do przylegającej szyby usłyszeliśmy dobiegające z zewnątrz głośne gwizdy i śmiech. Nie częsty to widok oglądać dwa męskie blade zadki przyciśnięte do okna. Nie było wątpliwości, że zostaliśmy zauważeni i tym samym staliśmy się częścią wspomnień młodej pary.
Być w Meksyku i nie zobaczyć piramidy w Chichen Itza to jakby pojechać do Egiptu i nie zobaczyć piramid. M miał problem z zapamiętaniem poprawnej nazwy tego miejsca dlatego dla ułatwienia nazywał je Chicken Pizza. Pojechaliśmy odwiedzić też Tulum ale tak szczerze przeglądając później wszystkie zdjęcia mieliśmy problem z odróżnieniem obu miejsc. Tulum posiada urokliwą plaże którą co dzień zalewa masa turystów.
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.