O ile jedną z najgorszych rzeczy jaka może przydarzyć się na plaży to atak mewy z powietrza o tyle w Cancun musieliśmy uważać na słusznej wielkości pelikany nisko przelatujące nad naszymi głowami. Taki jakby uderzył to by zabił. Poza tym na Jukatanie niespecjalnie trudno jest natknąć się na mega wielkie jaszczurki wylegujące się leniwie na gorących kamieniach. Przypadkowe nadepnięcie mogłoby skończyć się nie małym poślizgiem.
Od nieustannie wiejącego wiatru nasze ciała nosiły wieczne ślady piasku, którego ziarenka odkrywaliśmy nawet w nocy w łóżku, wygrzebując sobie drobinki z najgłębiej skrywanych zakamarków ciała.
Na plaży wcieraliśmy w siebie kremy i olejki do opalania zmieszane z drobinkami piasku który dosłownie wgryzał się w każde najmniejsze wgłębienie. Dopiero po paru dniach odkryliśmy kolejny benefit z upgradu do grand suit – na plaży dysponowaliśmy naszym własnym gazebo z baldachimem i niezliczoną ilością poduszek. Tam wylegując się na wygodnym materacu uskutecznialiśmy marzenia erotyczne na temat przechadzających się wokoło przedstawicieli tzw. płci brzydkiej a po każdym dodatkowym drinku wymyślałem coraz to bardziej wyrafinowane sposoby bliższego poznania seksownego osobnika.
Pierwszego dnia leżakowania od razu dało się odczuć, że nie jesteśmy na plaży gdzieś w Europie bo wszyscy wokoło nosili mniej lub bardziej pstrokate gatki, po kolana lub dłuższe. Na sama myśl że miałbym opalić się tylko od łydek w dół z ubolewaniem przyglądałem się tym typowo amerykańskim zwyczajom plażowym nic sobie jednak z nich nie robiąc.
W Cancun najczęściej spotkać można Amerykanów i Kanadyjczyków z Quebeku. Ci ładnie zbudowani lub z imponującą muskulaturą zwykle odstraszali mnie swoimi sporych rozmiarów tatuażami. Widok fajnych chłopaków z tatuażami na pól ręki albo kiczowatymi obrączkami skutecznie niwelował chęć jakichkolwiek dodatkowych doznań.
A Latynosi? Wyglądali kusząco ale nie trzeba lecieć 11 godzin do Cancun żeby spróbować się z takim umówić.
Razem z M za to bacznie przyglądaliśmy się panom w wieku średnim, bo zadbanych nie brakowało. I tak wraz z ilością wypijanych mojito, margarity, miami vice, tequili sunrise strawberry daiquiri zacząłem bardziej skłaniać się ku opinii, że tak naprawdę nie ma facetów heteroseksualnych – istnieją tylko niewłaściwe sposoby podrywania.
A tak poza tym to nieustannie szukam potwierdzenia usłyszanej gdzieś opinii o mężczyznach: rich vocabulary zwykle przekłada się na small DICKtionary…
Archiwum
Tagi
- amore
- Anglia
- Argentyna
- Australia
- Austria
- Azerbejdżan
- Bahama
- Bahrajn
- Bali
- Brazylia
- Chile
- Chiny
- Chorwacja
- Ekwador
- emigracja
- Estonia
- Fidżi
- Filipiny
- Finlandia
- Francja
- GH
- Gruzja
- Hawaje
- Hiszpania
- Holandia
- Hongkong
- Indie
- Iran
- Irlandia
- Islandia
- Japonia
- Kanada
- Karaiby
- Katar
- Kazachstan
- Kolumbia
- Laos
- Malezja
- Malta
- Maskareny
- Mauritius
- Mądrości
- Nepal
- Niemcy
- Nowa Zelandia
- Oman
- Palau
- Panama
- Peru
- podróże
- Polinezja
- praca
- RTW
- Rumunia
- Serbia
- Seszele
- Singapur
- St. Maarten
- studia
- Szwajcaria
- Szwecja
- Tahiti
- Tajlandia
- tanzania
- Turcja
- USA
- Warszawa
- Wietnam
- Wrocław
- Wyspy Cooka
- włochy
- Zanzibar
- ZEA
- związek
- Łotwa
Cancun …i niewłaściwe sposoby podrywania… oj tego alkoholu musiało byc sporo:)
nie az tyle jak myslisz..
w koncu przeciez zdolalem zapamietac to i owo i to opisac…
No tak :))