Z ”Poradnika ksenofobii”
”Różnorodność Szwajcarów ujawnia się w rozmaitym stopniu ich zatroskania. Szwajcarzy niemieckojęzyczni, poza samym martwieniem się, robią niewiele. Szwajcarzy francuskojęzyczni są wielkimi wizjonerami i filozofami, ogarniętymi szlachetnymi ideami i marzeniami o skali globalnej. A Szwajcarzy włoskojęzyczni przejawiają okropną skłonność, by nie martwic się wcale. Na szczęście stanowią oni tylko 10% społeczeństwa”.
Mam czasem napady ”nielubienia” Szwajcarii, dlatego ta notka może okazać sie mocno tendencyjna, bo zawsze istnieje druga strona medalu pełna rzeczy pozytywnych, którą jednak tym razem przemilczę.
Zdarza mi się być takim malkontentem i marudą, więc wyrzucę z siebie trochę jadu w paru gorzkich słowach jak to czasami Szwajcaria traci w moich oczach. Kiedy przyjechałem tu 3 lata temu, miałem wrażenie, że trafiłem do Eldorado, wyspy dostatku, porządku, stabilności, normalności i wolności.
Pierwsze (dostatek)
jest sprawą względną. Kwota, którą wynegocjowałem wydawała mi sie niewiarygodna, oszałamiająca wprost bajońska – po prostu nie do wydania. Jednak po opłaceniu mieszkania, kilku rundach po sklepach, wakacjach i wyjazdach, zdałem sobie sprawę, że choć wystarczy to na w miarę dostatnie życie, to przy innym niż bardzo oszczędnym trybie życia – trudno nazwać te kwotę kosmiczną. Do tego płaci się tutaj za wszystko. Podatki, choć relatywnie niskie to po doliczeniu podatku na straż pożarną, kościół, pakietu ubezpieczeń i nie daj boże lekarza, (który tylko teoretycznie jest bezpłatny) już takie niskie się nie wydają. Nasuwa się też inny wniosek – nie ma takiej kwoty, której nie potrafiłbym wydać
Drugie (porządek)
jeśli Polska ma pewien odchył od normy na minus od pewnej linii zdrowego rozsądku w temacie porządku – to Szwajcaria ma wychył dokładnie w drugą stronę. Przy dziurze na drodze wielkości piłki tenisowej stoi pan policjant z chorągiewką, żeby nikt nie daj boże nie wjechał. Sąsiedzi kablują jeden na drugiego jak najęci – zwłaszcza, jeśli ten drugi jest nie-Szwajcarem. Sikanie na stojąco po 22, czy pakowanie walizek może wywołać skargi sąsiadów i w dalszej kolejnosci mandat. Mandat można w zasadzie dostać za cokolwiek: źle wyrzucone śmieci, nieaktualny adres zamieszkania w permicie, samochód zaparkowany 15cm za linia, brak niebieskiego zegarka w samochodzie, rozmowę w pociągu w przedziale ciszy i niezliczone inne historie.
Trzecie (stabilność)
jest oczywiście rzeczą wspaniałą, ale Szwajcarska wersja może jedynie przypaść do gustu spróchniałym emerytom, ciężko dotkniętym anemią. Nie ma nigdzie indziej tak nie spontanicznego narodu. Tak nie wyskokowego i nudnego jak Szwajcarzy. Jedyny przejaw spontanu w ciągu roku to fantastyczny Fastnacht, który jednak wygląda identycznie każdego roku. Więc jest to spontaniczność wyreżyserowana i papierowa.
Nie da sie jednak przecenić tej dobrej strony stabilności. Jeśli stoi napisane, że ma być tak i koniec to tak właśnie będzie (czasem jednak napisane jest gdzieś tam i zasadniczo wszyscy o tym wiedzą, ale nowi jak choćby świeża imigracja niekoniecznie).
W żadnym kraju ludzie nie są tak nudni i mało spontaniczni jak tutaj. Wyjście na piwo musi być zaplanowane kilka dni wcześniej. Być zaproszonym do kogoś do domu graniczy z cudem i wymaga wielotygodniowego planowania, życie nocne; wybór klubów w jest bardzo jednostronny i ubogi, większość restauracji punktualnie o dwunastej zapala neonówki i zaprasza do opuszczenia lokalu.
Czwarte (normalność)
kraj o najwyższych dochodach a jednocześnie najwyższym wskaźniku samobójstw w Europie. Kraj, w którym można czekać na obsłużenie w punkcie usługowym 15 minut, bo niedomyta pani Britta z ćwiekiem w nosie z wyrazem twarzy tęskniącym za rozumem akurat rozmawia bez problemu, ale dwuminutowe spóźnienie tramwaju powoduje przeskakiwanie z nogi na nogę i podwyższoną palpitacje rozjuszonych tym faktem serc.
Ludzie wydają miliony franków na sport, zdrowy tryb życia, bio żywność i bóg wie co jeszcze, ale papierosy jarają nieprzeciętnie jak nikt inny (może poza Francuzami) juz od 13 roku życia, że nie wspomnę o jednym z najwyższych współczynników narkomanii na naszym kontynencie. Narkomanów można spotkać w centrum miasta jak dają sobie w żyłę wcale się z tym nie kryjąc. Cóż, przy pewnych założeniach niektórzy nadal mogą się upierać się, że kraj ten jest normalny.
Piąte (wolność)
Owszem, ale niestety nie dla osób z tymczasowym pozwoleniem na pobyt (30% społeczeństwa). Większość mieszkańców ma tylko ułamek praw i nie ma najmniejszej szansy decydowania. Paszport przez zasiedzenie nie przysługuje nawet trzeciemu pokoleniu imigrantów, a stały permit można dostać po 10 latach.
Szóste (poliglotyzm)
Inną rzeczą, która mnie strasznie drażni jest powszechne przekonanie, że każdy Szwajcar mówi kilkoma językami. Owszem, uczą ich w szkołach, ale i tak w większości nic nie umieją. Każdy Szwajcar ma obowiązek nauki w szkole drugiego języka narodowego, więc każdy może to poświadczyć. A w praktyce nikt potem już tego nie potrzebuje, bo w każdej firmie jest jedna lub dwie osoby, które obsługują ewentualnych klientów nieznających np. niemieckiego. Ale porządek musi być i znajomość języka wymagana.
Siódme (chłód i życzliwość)
Pierwsza obserwacja to szwajcarski chłód wobec przybysza. Pierwszy kontakt z przygodnym Australijczykiem czy Afrykańczykiem jest o rząd wielkości cieplejszy niż dialog z obcym Szwajcarem, co niesamowicie odstrasza wszystkich, którzy tutaj przybywają. Pierwotny mur społeczny, jaki można tu napotkać jest poważnym wyzwaniem dla każdego w początkach pomieszkiwania w Szwajcarii.
Kontakt z rówieśnikami jest bardzo trudny! Z początku próbowałem wyjść z kimś na piwo, umówić sie na weekend, ale za każdym razem było to tak sztuczne i stresujące, że dałem sobie spokój. Od dłuższego już czasu spotykam się wyłącznie z obcokrajowcami i jestem dużo szczęśliwszy. Mam dużo znajomych w wielu różnych krajach i wszędzie spotkam sie z gościnnością i serdecznością, tylko nie tu. Wygląda na to, że nie tylko na obywatelstwo trzeba tu czekać 3 pokolenia
Ludzie na ulicy, w sklepie czy w windzie są niesłychanie grzeczni ”Dzień dobry panu”, ”Do widzenia miłemu panu”, ”Bardzo panu dziękuje i życzę naprawdę bardzo miłego dnia”, że aż zrzygać się można, ale na tym się kontakt między ludźmi kończy. Tu cię zasypią pozdrowieniami, pogłaszczą a za chwilę doniosą do spółdzielni, że w niedziele pranie robisz!
Następna sprawa to stosunki międzysąsiedzkie. W Polsce jak ci ktoś przeszkadza, to idziesz, pukasz i grzecznie prosisz, żeby ściszył muzykę, nie prał po nocach ewentualnie walisz w kaloryfer albo zarysowujesz auto. Tutaj wywiesza się kartki lub pisze anonimowe listy. Kiedyś znalazłam w skrzynce anonim, w którym było napisane mniej więcej coś takiego w trzech językach: niemiecku, angielsku i włosku: Proszę o nieszuranie krzesłem w późnych godzinach nocnych. Proszę o zaprzestanie tych praktyk, bo inaczej zgłoszę to na policje.
Z tymi donosami to w ogóle ogólnonarodowa zmowa. Oni uważają się za małych policjantów. Nie daj boże, że ktoś pobierający zasiłek dla bezrobotnych wyjedzie gdzieś na kilka dni. To przecież zabronione, więc trzeba zgłosić. Tak wykrywa sie ponad 90% przypadków.
To wszystko powoduje, że popadam w małą schizofrenię. Mieszkam w Szwajcarii i nie bardzo śpieszy mi się z wyjazdem, ale jednoczenie kraj ten działa mi tak na nerwy, że czasem mam ochotę to wszystko rzucić w pierony.
I tylko to, że nie jestem tutaj sam, ale mam M sprawia, że myśl o wyjeździe powoduje jeszcze większy lęk niż myśl o zostaniu tu kolejny rok lub dwa.
Osobiście podjąłem już decyzję, że ”kiedy przyjdzie czas” – wyjadę stad bez żalu i poszukam mojego Pacanowa gdzie indzie, ale na to muszę i chcę jeszcze trochę poczekać.
znalałem wiele podobieństw do tego co jest w Szwecji, z ta moze róznica ze nie jest tak wszechwładna obsesja donoszenia i nie ma niskich podatków…
ti na biegunie sa w ogole jakies podatki? nie wiedzialem…
oczywiscie, ze sa podatki, z czego Szwecja utrzymywałaby armie cudzoziemcow i cudowny system opieki zdrowotnej:)))
a Ty jestes jednym z tych darmozjadkow..?
musze powiedziec, ze nie, poza darmowym kursem szwedzkiego na poczatku nic od szwedzkiego systemu nie dostaje…
u mnie nie aż tak mocno, ale pewne elementy wspólne zauważam. mieszkam niebezpiecznie blisko szwajcarii…
dla Szwajcara to jestes Niemiec, z ktorym nie chce miec nic wspolnego;)
masz rację, a dowód na to miałem dzisiaj w nocy, gdy dzwoniłem po policję, bo na parkingu przed domem ktoś urządzał sobie o czwartej nad ranem imprezę, a policja nie przyjechała. ja chcę do szwajcarii 😉
oj odnalazlbys sie tutaj, pewnie zdolalbys nawet wezwac grupe antyterrorystyczna do zle zaparkowanego auta:)
Szwajcaria jest piękna, ale Szwajcarów nienawidzę, choć znam tylko ponoć najbardziej „luźną” część francuskojęzyczną.
Obcy-podludź to nawet nie obcokrajowiec, ale już mieszkaniec sąsiedniej doliny.
Wydój ich ile się da a jak Ci się znudzi mieszkać w zgniłozielonej klatce, to wyemigruj do jakiegoś życzliwszego kraju.
a ktory kraj obecnie uznaje sie za bardziej zyczliwy?
A czy jest jakiś mniej życzliwy niż Wielka Pralnia Brudnych Pieniędzy?