Interlaken – Kopenhaga – Belgrad

Lufthansa Air+ poraz kolejny stanęła na wysokości zadania organizując konferencje dla swoich klientów, w tym roku ku mojej radości wybrano Kopenhagę. Ze stolicy Danii postanowiłem polecieć bezpośrednio do Belgradu i szybko pożałowałem tej decyzji. W Kopenhadze temperatura sięgała 12 stopni, podczas gdy w Belgradzie 34 – nie było łatwo się przestawić. Gdy wysiadałem z samolotu w grubej kurtce ludzie patrzyli na mnie z wyraźnym politowaniem… Spakowanie się na podróż wymagającą uwzględnienia zmienności klimatu wciąż wydaje się nie być moją najmocniejszą stroną.

Kopenhaga. Nie zobaczyłem sławnej syrenki, bo podobno wywieziono ją na targi Expo do Szanghaju. Hotel Skt. Petri – uderzająca skandynawska prostota, olbrzymie okno na całą długość pokoju i horrendalne ceny za nocleg. Przypadkowo zapoznany barman, który okazał się być Polakiem. O ile zagranicą zwykle Polak Polakowi jest wilkiem o tyle ja czerpałem z tego faktu same korzyści, bo drinki w hotelowym barze organizowałem poza kolejnością. Do Duńczyków miałem stosunek ambiwalentny utrwalony wizytą w Aarhus. Apetyczne osobniki, potomkowie Wikingów, które pojawiły się jednak wieczorem w naszym barze stymulowały silne erotyczne marzenia, które niestety przynajmniej na razie pozostały niezrealizowane. Nie przekonałem się organoleptycznie, jaki mają smak i temperament, ale wiem już na pewno, że wrócę tam dokończyć ten rozdział…

Pierwszego wieczoru zaraz po kolacji pozwoliłem sobie na więcej niż zwykle, za co w konsekwencji odpokutowałem nazajutrz straszliwym bólem głowy. Ale za to przekonałem się bardzo do Corrado który okazał się skarbnicą wiedzy z której można czerpać do woli bez obaw że się zostanie wyśmianym.
Poza tym dotarł do mnie news że była szefowa szefowej kandyduje na gubernatora stanu. Jak dobrze pójdzie następnym razem lądując w USA i mając problemy z Immigration każe zadzwonić do Gubernatora Stanu Kalifornia…

W tym roku nastąpiły pewne pozytywne zmiany w porównaniu z rokiem ubiegłym, przede wszystkim uległ zmianie stosunek kolegów Szwajcarów do mnie, przestali postrzegać mnie jako obcokrajowca tylko rezydującego w ich kraju, dając tego wyraz poprzez dość intensywne zabieganie o moje towarzystwo. Osobiście odebrałem to jako znak wyraźnego ocieplenie naszych stosunków, ale znając szwajcarską przewrotność może po prostu nie dawali mi tego tak mocno odczuć bo krytykowali mnie za plecami. W porównaniu z rokiem ubiegłym przyjechałem bardziej świadomy celu mojej wizyty i znalem pozostałych uczestników konferencji, wiedziałem, o czym chce rozmawiać, a Denise lubieżnie mierząc mnie wzrokiem z góry na dół stwierdziła, że wyglądam mniam mniam. Jedynie niezmienne pozostało wodzenie maślanymi oczami i z kisielem w majtkach za vice prezesem, który jak zwykle czarował wszystkich. Przed oficjalną kolacją na pamięć wkuwałem imiona i stanowiska osób, z którymi miałem rozmawiać i w konsekwencji bardzo mi się to potem przydało, bo ludzie z natury są próżni i cieszą się, gdy ktoś zapamiętał ich imię.
Jeśli czasem myślę o zmianie pracy to zwykle w ich kontekście – atmosfera jest nieprzeciętna, co widać po pracownikach zatrudnionych po 10-12 lat, podoba mi się otwartość relacji, duża dostępność do menadżerów wyższego szczebla, swoboda i luz, której zazwyczaj nie utożsamiam z niemieckim środowiskiem pracy.

Najbardziej zapamiętałem prezentacje hackera futurysty, który pokazał jak w za pomocą prostego urządzenia (nota bene zakupionego na eBay za 9 USD) połączonego z laptopem można ściągać dane z kart kredytowych ich właścicieli – wystarczyło tylko zbliżyć kartę do czujnika by na podłączonym wyświetlaczu pojawił się numer karty, data ważności i nazwisko jej właściciela. Dowiedziałem się też, że karty kredytowe i telefony komórkowe emitują sygnał pozwalający śledzić ich właścicieli z dokładności do 1 metra. Poza tym hacker dal się wszystkim zapamiętać także poprzez swój cyniczny komentarz nazywając mieszkańców Afryki unexpesive people, co w obecności reprezentantki Afrykańskiego Banku Rozwoju było co najmniej kontrowersyjne…

A w Belgradzie jest dziś 35 stopni, ale wreszcie mogę się wyspać dowoli. Poza tym lokalny temperament jest nie do pobicia nigdzie indziej…

Informacje o saberblog

sabera myśli zapisane, czyli internetowa ziemia obiecana współczesnego narcyza i lansera. Jestem szczęściarzem, w czepku urodzony, z poukładanymi priorytetami, który podąża za swoją pasją. Lubię pisać bloga, bo w ten sposób obserwuję siebie i całą resztę. Udowodniłem sobie, że jestem człowiekiem wolnym i otwartym. To bardzo przyjemne uczucie, zrobić w życiu coś dla siebie, wbrew temu co mówią inni, co wypada, co należy albo trzeba. Czasem mam wrażenie, jakbym dopiero co skończył studia, niedawno zaczął pracować, dopiero co wyemigrował z Polski, rzucił pracę, wyruszył w podróż dokoła świata, odwiedził ponad 90 krajów. Innym razem łapię się za głowę, ile to już lat minęło, ile po drodze się wydarzyło. Czas jest fajną materią, taką bezkresną i niedotykalną. Fajnie obserwować emocje swoje i innych. Elektroniczny pamiętnik staram się prowadzić w miarę systematycznie – to jedna z niewielu rzeczy, które w życiu robie naprawdę regularnie, bo zwykle na bakier u mnie z obowiązkowością. Czasem wracam do spraw np. sprzed roku i okazuje się, że gdy patrzę na tamten czas choćby z perspektywy dwunastu miesięcy, widzę, że był on naprawdę wypełniony. Myślę że gdyby nie ten blog, brakowałoby mi życiowego „pionu”. A tak zawsze mogę spojrzeć na przeszłość z dystansu i zobaczyć czy udało mi się zrealizować swój zamierzony plan, zweryfikować gdzie popełniłem błędy albo po prostu pamiętać o tych wszystkich miłych wydarzeniach, których byłem uczestnikiem.
Ten wpis został opublikowany w kategorii podroze, praca i oznaczony tagami , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Skomentuj

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s