oblatywacz

Niesamowita odmiana przyjechać do Belgradu pod koniec września, kiedy wreszcie nie ma upałów, bezlitosny żar nie leje się z nieba a na zewnątrz jest rześko, żeby nie powiedzieć, że zimno. Wjeżdżając do miasta uśmiechałem się zobaczywszy budynku Ganeksu, stanowiący prawdziwie architektoniczny ewenement, pijany zwid projektanta, na widok którego pytanie narzuca się jedno ”a co to k…a jest?”

W moim ulubionym hotelu, w którym wszystkie rozmowy międzynarodowe są za darmo (międzynarodowe, ale nie lokalne!) znowu mogłem uskuteczniać ze znajomymi tzw. pogaduchy do poduchy, wprawiając co poniektórych w osłupienie dzwoniąc z dziwnego afrykańskiego numeru…
Wieczorne, sesje z dawnym bliskim znajomym pozostawiły widoczne ślady, które schodziły ze mnie ponad tydzień. Obawiam się, że następnego razu nie będzie. Gdybym przyjechał tydzień później miałbym wątpliwą przyjemność uczestniczenia w szeroko komentowanym w zachodnich mediach marszu równości.
W pracy młyn nie do opisania, w biurze praktycznie nie przebywam, pracuje w pociągu, na lotnisku i nawet po powrocie do domu zasiadam do zaległych e-maili, nad którymi ślęczę do późna w nocy. M nie jest tym faktem pocieszony, ale rozumie że to przejściowe i mnie wspiera. Skończyłem projekt w Zurychu, w tym tygodniu jestem w Londynie, żeby w piątek odrobić zalegle wolne dni i spędzić długi weekend we Wrocławiu. Październik i listopad praktycznie dla mnie nie istnieją, często karmie się myślami bezczynnego plażowania na Antylach. Pomimo zmęczenia, pomimo nawału obowiązków i zadań, całego tego obciążenia wciąż odczuwam wewnętrzną frajdę, lubię swoja pracę i konieczność ciągłego przemieszczania się z miejsca na miejsce, systematycznie przypominam sobie o tym sącząc czerwone wino na wysokości 10000m.
Do Stambułu, trochę zbyt pochopnie zabrałem przypadkiem poznanego w Chorwacji kolegę, który, jak się okazało z nie jednego pieca jadł chleb, czego nie zdążyłem wyłapać wcześniej, będąc nadto pochłonięty urokami chorwackiej stolicy. Jego hotelowy pokój jak i niektóre otwory ciała były jak tramwaj, do którego nieustannie ktoś wchodził i wychodził aż w końcu orgazmodromem zainteresowała się hotelowa ochrona… W nocy praktycznie nie spał tak bardzo pochłonęła go stolica tureckiego nocnego życia na Taksim.
Naiwnie wydawało mi się że to ja jestem zepsuty i obsceniczny, ale radością przyjąłem fakt że istnieją przypadki znacznie gorsze ode mnie. Przyglądając się jego ekscesom z boku nabrałem przekonania, że nie pozwolę więcej wypasać mojego konika na jego łączce. Choć mieszkaliśmy na różnych piętrach w kulminacyjnym momencie, naprawdę liczyłem na to, że w ramach jakiegoś gestu sprawiedliwości piorun pierdyknie prosto w niego. Nic takiego się nie wydarzyło, ale po naszym wyjeździe na pewno przydałoby się zdezynfekować tamten pokój…
Z jednej strony byłem zły na siebie, że tak nalegałem żeby ze mną jechał, z drugiej trochę zazdrościłem mu powodzenia, bo przy nim czułem się ubogo, jak mężczyzna w wieku geriatrycznym.
Poza tym było zimno, lało i wiało. Taksim Square tętni życiem przez cały dzień i noc dostarczając spragnionym atrakcji turystom wszelkich możliwych atrakcji i uciech także tych mocniejszych…
Coś w tym jest, że nawet najbardziej pociągający i atrakcyjni fizycznie osobnicy tracą przy bliższym poznaniu, a żeby wspomnienia pozostały mile na zawsze bezwarunkowo należałoby trzymać się zasady jednego razu…

Informacje o saberblog

sabera myśli zapisane, czyli internetowa ziemia obiecana współczesnego narcyza i lansera. Jestem szczęściarzem, w czepku urodzony, z poukładanymi priorytetami, który podąża za swoją pasją. Lubię pisać bloga, bo w ten sposób obserwuję siebie i całą resztę. Udowodniłem sobie, że jestem człowiekiem wolnym i otwartym. To bardzo przyjemne uczucie, zrobić w życiu coś dla siebie, wbrew temu co mówią inni, co wypada, co należy albo trzeba. Czasem mam wrażenie, jakbym dopiero co skończył studia, niedawno zaczął pracować, dopiero co wyemigrował z Polski, rzucił pracę, wyruszył w podróż dokoła świata, odwiedził ponad 90 krajów. Innym razem łapię się za głowę, ile to już lat minęło, ile po drodze się wydarzyło. Czas jest fajną materią, taką bezkresną i niedotykalną. Fajnie obserwować emocje swoje i innych. Elektroniczny pamiętnik staram się prowadzić w miarę systematycznie – to jedna z niewielu rzeczy, które w życiu robie naprawdę regularnie, bo zwykle na bakier u mnie z obowiązkowością. Czasem wracam do spraw np. sprzed roku i okazuje się, że gdy patrzę na tamten czas choćby z perspektywy dwunastu miesięcy, widzę, że był on naprawdę wypełniony. Myślę że gdyby nie ten blog, brakowałoby mi życiowego „pionu”. A tak zawsze mogę spojrzeć na przeszłość z dystansu i zobaczyć czy udało mi się zrealizować swój zamierzony plan, zweryfikować gdzie popełniłem błędy albo po prostu pamiętać o tych wszystkich miłych wydarzeniach, których byłem uczestnikiem.
Ten wpis został opublikowany w kategorii podroze i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

3 odpowiedzi na „oblatywacz

  1. sotion pisze:

    zasada jednego razu…
    spotkałem raz jedna taka szalona dziewczynę, stosowała ta zasadę, niestety nie wyszła na tym dobrze…

  2. whyme pisze:

    No nieźle – uśmiałem się! 🙂 Pokój, jak otwory ciała… heh, sam bym tego lepiej nie wymyślił! heheheh

  3. NiteCowboy pisze:

    🙂
    ubawiles mnie ta notka 🙂
    Ale czy dobrze zrozumialem?? Facet zawrocil Ci w glowie 🙂 Serduszko szybciej zabilo 🙂 Wszyscy jestesmy ofiarami naszego ukladu limbicznego…. i czasami rozczarowanie jest jak uwolnienie sie od kogos.. Poza tym, doskonale rozumiem Cie z zasada jednego razu ! Cos w tym jest…

Skomentuj

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s