Ledwo na dobre rozsiedliśmy się w wygodnych fotelach klasy biznes a podniebne kelnerki rozpoczęły serwowanie napojów i posiłków M rozsunął swój fotel do pozycji horyzontalnej i zasnął. Nie były wstanie obudzić go wykwintne menu ani system pokładowej rozrywki. Ujął mnie niezmiernie jego romantyzm…
Późnym popołudniem wylądowaliśmy w Miami, tym razem bez traumatycznych przeżyć przeszliśmy przez US Immigration, za pierwszym razem znaleźliśmy właściwe wyjście by hotelowym shuttle busem pojechać wprost do hotelu. Nasz suit w Hiltonie reklamowany jako de luxe lata świetności miał już za sobą, ale co tam łóżko wciąż spisywało się na medal. Cały poranek spędziliśmy na tarasie – M nie gorzej niż rasowy Japończyk pstrykał zdjęcia lądującym samolotom podczas gdy ja próbowałem wygrać walkę z ekspresem do kawy a raczej maszyna od moczopędnej cierpkiej lury.
Archiwum
Tagi
- amore
- Anglia
- Argentyna
- Australia
- Austria
- Azerbejdżan
- Bahama
- Bahrajn
- Bali
- Brazylia
- Chile
- Chiny
- Chorwacja
- Ekwador
- emigracja
- Estonia
- Fidżi
- Filipiny
- Finlandia
- Francja
- GH
- Gruzja
- Hawaje
- Hiszpania
- Holandia
- Hongkong
- Indie
- Iran
- Irlandia
- Islandia
- Japonia
- Kanada
- Karaiby
- Katar
- Kazachstan
- Kolumbia
- Laos
- Malezja
- Malta
- Maskareny
- Mauritius
- Mądrości
- Nepal
- Niemcy
- Nowa Zelandia
- Oman
- Palau
- Panama
- Peru
- podróże
- Polinezja
- praca
- RTW
- Rumunia
- Serbia
- Seszele
- Singapur
- St. Maarten
- studia
- Szwajcaria
- Szwecja
- Tahiti
- Tajlandia
- tanzania
- Turcja
- USA
- Warszawa
- Wietnam
- Wrocław
- Wyspy Cooka
- włochy
- Zanzibar
- ZEA
- związek
- Łotwa
widze, ze M wie co dobre 🙂