Po krótkim, 30 minutowym locie z Miami pojawiły się pierwsze oznaki uroków wysp Bahama – lazurowo jasnozielonkawo turkusowe morze, niezliczone ilości wysp i wysepek, intensywny błękit nieba i mnóstwo słońca.
Po miękkim lądowaniu w Nassau pierwsze wrażenia to bezlitosny żar lejący się z nieba a potem opieszałość ludzi: nikt nigdzie się nie śpieszył, personel Bahamasair wdawał się bezceremonialne długie pogawędki z każdym po kolei, zero organizacji, ludzie wpychający się do kolejki, na bagaże czekaliśmy prawie godzinę zanim je wyładowano, potem kolejka do Immigration i kolejna by nadać bagaż na wewnętrzny lot do Freeport. 120 minut lekcji cierpliwości. Lotnisku we Freeport bliżej do lotnisk krajów trzeciego świata głównie za sprawą bardzo starej infrastruktury i widocznej gołym okiem biedy. W drodze do hotelu rozklekotanym muzealnym Cadillac-iem najpierw minęliśmy cementowanie, rafinerie, stocznie, co nie napawało nas optymizmem a potem lasy palmowe, wielkie puste przestrzenie i ogromne połacie nieużytków.
Dopiero przy głębszej penetracji Wielkiej Bahama odnaleźliśmy rajskie krajobrazy, bajkowe plaże, pięknie kontrastujące z błękitem oceanu i ciekawą kolonialną architekturę. Na próżno szukać jednak urokliwych lokalnych knajpek, lokalnej kuchni i atrakcji turystycznych innych niż oferta sportów wodnych. Wyspa odcięta jest od innych wysp, na Abaco czy do Nassau trzeba lecieć samolotem, nie kursują żadne połączenia promowe, największą atrakcją Freeport i Lucaya są bazary oferujące 1001 tandetnych drobiazgów w budynkach różnej maści kolorów pastelowych i jedzenie typu fastfood. Bahama poraża swoją komercją skierowaną w rzesze licznie przybywających tu amerykańskich turystów, ale oboje z K szukaliśmy relaksu, białego pasku, morza i pięknych landszaftów i tego dostaliśmy w nadmiarze.
biały piasek…ale zanurzyłbym stopy w jego cieple, zazdroszczę…
piasek goracy – strzaskalem sie na mahon
za dobrze Ci 🙂
gdzie tam – znajde pare rzeczy do ponarzekan
no tak 🙂