Dla M wyjazd do St. Petersburga był pierwszą okazją zderzenia się z rzeczywistością Wschodniego Bloku, jego kultury i wszelkich towarzyszących temu dziwactw, ale w ostatecznym rozrachunku wyszedł z tego doświadczenia zwycięsko. W samolocie wlaliśmy w siebie pokaźną ilość szampana, aby już na miejscu złagodzić trochę pierwsze zderzenie i znieczulić się na ewentualne sensacje. Samolot z Zurychu wylądował o czasie za to na naszego kierowcę przyszło nam trochę poczekać. M wychodził z siebie, gdy próbowałem dodzwonić się do biura podróży w poszukiwaniu zguby. Choć zażegnywał się, że daleko mu do mentalności Szwajcara wyszło szydło z worka jak bardzo denerwuje go czyjaś niepunktualność. W Radissonie czekała nas przeprawa z recepcjonistą i z naszą rezerwacją a gdy wreszcie rozsiedliśmy się wygodnie w hotelowym barze a nasza czujność została lekko uśpiona oczy wyszły nam z orbit na widok rachunku za zamówione dwie kawy…
Jeszcze tego samego popołudnia wybraliśmy się na krótki spacer wzdłuż Nevskiego Prospektu, który pod koniec pobytu miałem wrażenie, że znam już na pamięć. Rzeczywistość zmusiła mnie do przejścia przyspieszonego kursu powtórkowego z języka rosyjskiego. Niestety bez umiejętności czytania cyrylicy dorosły człowiek staje się przysłowiowym dzieckiem we mgle, M zachował poczucie humoru kilkakrotnie wybuchając gromkim śmiechem na widok napisu ‘’kacca’’ w kolejce do kas biletowych.
Przez cale 4 dni dzielnie znosiliśmy męczący ponad 30 stopniowy upał przy byle okazji szukając schronienia w cieniu. Załapaliśmy się na białe noce – o pierwszej w nocy wciąż było bardzo widno, gdy w najlepsze spacerowaliśmy z M wzdłuż kanałów nie czując w ogóle późnej pory.
Dzień moich urodzin powitaliśmy na moście by wieczorem po całym dniu zwiedzania uczcić go kolacją w armeńskiej restauracji.
Z większym lub mniejszym powodzeniem próbuję siebie przekonać, że jakikolwiek mój związek nie musi być nadzwyczajny, tylko po prostu zwykły, dobry, mieć trochę wad i zalet.
Staram się wytrwać w przekonaniu, że związek nie musi być idealny… Walczę z myślami szukając odwagi by przyznać się, że nie jestem nadzwyczajny, tylko przeciętny, nie w sensie, że nic nie osiągam, tylko w jakimś aspekcie życia we dwoje jestem na 10 a w i innym na 2. Nigdy nie jest tak, żeby wszystko było w życiu ok, jak również nigdy nie jest tak, żeby wszystko było do bani. Nikt nie jest doskonały, ale też nie ma takiej sytuacji, która zupełnie odbiera wartość ludzkiemu życiu. Zwykle jest trochę tak, a trochę tak. Człowiek ma w sobie siłę i słabość, potrafi być szczęśliwy, gdy wszystko idzie szczęśliwie i znaleźć szczęście w nieszczęściu.
W czasie wyjazdu poznaliśmy parę Kolumbijczyków, matkę z dorosłym synem podróżujących razem po Europie. Mamuśka z licznymi widocznymi śladami interwencji chirurgicznych po mimo wieku swoją energią mogłaby obdzielić kilku nastolatków, nieskrępowanie w najprzeróżniejszych pozach pozowała do artystycznych zdjęć, prezentując swoje wdzięki, zrobione piersi i napompowane silikonem usta. Syn, z dość miernym skutkiem, próbował ją stopować, ale starsza pani miała za nic jego prośby głośno komentując fakt braku posiadania przez niego kandydatki na żonę…
No to ładne urodziny miałeś. Wszystkiego dobrego :-))
To prawda, ze w życiu nie moze byc wszystko ok, ale człowiek juz taki jest ze chciałby absolutu. Abbsoutnie dokonały zwiazek, absolutnie doskonałe zycie, absolutnie… a czasem wystarczy po prostu dobrze.
albo taki absolutnie odjazdowy sex:) grr byloby super
– ak, tak odjazdowy sex jest dobry na wszystko :-)))