Bezczynnie wylegiwać się na plaży mogę przez góra 2-3 dni. Nie po to leciałem 10tys km żeby całe 2 tygodnie spędzić tylko na Waikiki zwłaszcza, że wokoło pełno jest innych wartych zobaczenia przynajmniej raz w życiu wysp.
Bardzo wcześnie rano, lokalnym Hawaiian Airlines polecieliśmy na Maui – drugą, największą wyspę archipelagu. Wygasły wulkan Haleakala oraz dolina wokół Kuka’emoku były głównymi punktami naszej podróży.
Natura to niewątpliwie najmocniejszy magnes tego miejsca, który rok w rok nieustannie przyciąga tutaj rzesze turystów z kontynentu. Pomimo przeszywającego wysoko w górach zimna i porywistego wiatru, na widok kolorów wokół Iao Valley oniemiałem z zachwytu, nigdy nie widziałem tak malowniczych krajobrazów.
Nie umiałem sobie odpowiedzieć skąd wziął się fenomen tej wyspy, po zwiedzaniu Honolulu i okolic, Maui wydało się dużą gorszą, siostrzaną wyspą Oahu. Prócz kiczowatych galerii oferujących dzieła niespełnionych artystów, sklepów sprzedających chłam i 1001 drobiazgów niewiele ma ona do zaoferowania. Restauracje i bary, na które natykaliśmy się w Old Lahaina wyglądały jak typowe tanc budy, okrutnie przeciętnie, oferujące bardzo nieskomplikowane menu wcale nie w niskich cenach. Trudno było znaleźć wyrafinowaną restaurację oferującą coś wychodzącego ponad kurczaka teriyaki, burgera z frytkami czy pizze. Budynki na wyspie to albo kondominia albo liche chatki, wolno stojące domy nie porwały nas swoją architekturą – zwykle drewniane, mało estetyczne, wyglądały tanio, przeciętnie i pospolicie, dominowała tandeta i bylejakość.
Po mieście przechadzali się wytatuowani, bosi i jakby niedomyci fani windsurfingu wyglądający często na zblazowanych wykolejeńców życiowych. Nie uległem fascynacją tą wyspą – wydała mi się przaśna i byle jaka. Maui kojarzyło mi się z egzotycznymi plażami, podczas gdy te, które zobaczyliśmy wyglądały na dzikie, w dodatku położone blisko dróg szybkiego ruchu, ale może za bardzo przesiąkłem atmosferą wielkich miast i nie odnajduje się w tego typu miejscach. M. zauważył, że podczas zwiedzania ani razu nie natknęliśmy się na japońskich turystów tak jakby unikali tego miejsca.
Przeczytałem gdzieś, że Maui żyje wiatrem i falami, które wyznaczają codzienny rytm. Każdy przemieszczą się truck’em i na pace ma deskę do surfingu, windsurfingu lub innego zbliżonego sportu wodnego. Najcenniejsza jest bliskość oceanu, spoglądasz za okno i wiesz czy wieje czy są fale i co możesz dziś porobić na wodzie. Nie ma czegoś takiego jak wyjazdy nad morze na prognozę, może zawieje może nie. Jak wieje to pływasz jak nie wieje to lecisz na surfing – proste i przyjemne. Codzienne życie jest tak proste w stosunku do tego, jakie oferuje normalne duże miasto europejskie. Także, jeżeli znajdziesz sposób, aby utrzymać się na wyspie na poziomie, który pozwoli ci normalnie żyć i pływać to jest to chyba cudowne miejsca do życia.
chcesz się zamienić na wyspy ze mną? 🙂
moge, a co dostane w zamian?
a co byś pragnął? (ode mnie) 😛
w pakiecie dodatkowo jest:
– deszcz
– zieleń
– i rdzawe kaski
deszcz w promocji i na wynos 🙂
wlasnie w tej chwili wyszlo slonce…
wiec deszcz bedzie dostarczony kurierem:)
ja moge sie tez zapakowac chetnie – bo chce mi sie piasku i slonca i wody… cieplej wody 🙂