Poszliśmy za ciosem i choć w planach tego nie było polecieliśmy na trzecią, zarazem najstarszą i najpiękniejszą z wysp zwaną wyspą ogrodów. Na Kauai zastaliśmy ciszę, spokój, ogromną przestrzeń, naliczyłem raptem trzy wielkie hotele, resztę stanowiła bardzo głęboka prowincja z obrazami dzikich plaż gdzie życie wydaje toczyć się niezmiennie od lat i bez pośpiechu, nielicznych turystów leniwie wylegujących się na piasku, fal spokojnie uderzających o brzeg, grupy dzieciaków na deskach próbujących utrzymać się na rozpędzonych falach.
Na powierzchni prawie 1.5 tys. km2 odkryliśmy dramatyczną scenerie kanionów, ukryte plaże, do których dopłynąć można tylko kajakiem, szlaki dla zapalonych wędrowców prowadzące wprost do ukrytych w górach wodospadów. W dolinie o melodyjnie brzmiącej nazwie Mount Wai’ale’ale odwiedziliśmy najbardziej mokre miejsce na świecie – z rocznymi opadami sięgającymi prawie 12 tys mm. Intensywne opady stworzyły w centralnej części wyspy kanion Waimea znany, jako Wielki Kanion Pacyfiku. Nagie ściany kanionu są intensywnie czerwone, z połyskującymi w tęczowym blasku dziesiątkami wodospadów.. Podziwiając te cuda natury łatwiej było mi docenić moją pracę i to że pozwala mi ona doświadczać takich wrażeń. W tym momencie czułem się pogodzony z koniecznością pracy do późna, czasami w weekendy i nieustannymi pretensjami współpracowników.
Dla praktykujących hula Kauai jest miejscem magicznym – tam znajduje się najstarsza i najważniejsza świątynia poświęcona bogini Laka, opiekunki świątynnego tańca Hula. Legendy mówią, że nazwa wyspy oznacza ‘’ukochane dziecko’’- dosłownie ‘’miejsce wokół szyi’’ – czyli tam, gdzie ojciec przytula swoje dziecko. Wyjeżdżaliśmy stamtąd ze wspomnieniem wszechobecnej zieleni bujnej, soczystej, intensywnie pachnącej oraz wodospadów, jak wstążki mieniących się na czerwonawych zboczach Kanionu.
Przepiękna ta wyspa. Zdaje się też, że zgrała w filmie „Wyspa strachu”.