Oahu jest podobna do pozostałych wysp hawajskich i jednocześnie jest zupełnie inna. Podobna jest tuż za miastem – gdzie droga styka się z oceanem, a z autobusu można wysiąść wprost na piaszczystej plaży. Inna od pozostałych, gdy zdecydujesz się podążyć za milionem turystów na plażę Waikiki, aby zamieszkać w jednym z siedmiuset hoteli, pnących się ku niebu wieżowców i przejść bulwarem, gdzie mieszczą się drogie centra zakupowe.
Z Waikiki większość turystów udaje się na Pearl Harbor, ale my tam nie pojechaliśmy, bo amerykańską martyrologię mamy z M bardzo bardzo głęboko.
Kolejna wyprawa jest za nami, kolejna z M i kolejna pełna wrażeń i doświadczeń. M jest najlepszym kompanem podróży, jakiego mogę sobie wyobrazić, podczas naszych wspólnych eskapad do Indonezji Chin, czy Stanów sprawdził się w tylu różnych sytuacjach udowadniając wielokrotnie, że to właśnie z nim chcę oglądać świat. Nie jest idealny, bo żremy się czasem o drobnostki, ale w kwestii sposobu spędzania wolnego czasu, zwiedzania nowych miejsc, poznawania ich, dobraliśmy się idealnie, jako turyści wędrujący, choć bez duszy odkrywców.
12 dni wystarczyło na odwiedzenie czterech wysp archipelagu hawajskiego, zobaczenie najważniejszych miejsc no i relaks. Zwiedzanie było dość intensywne, ale przyjemne, bo loty między wyspami są stosunkowo krótkie i tanie a same wyspy różne, choć wydawać by się mogło, że podobne. W pamięci wciąż przewijają się obrazy… Kona na Big Island z jednym z najbardziej uroczych lotnisk świata: maleńkim, tradycyjnym, tuż nad oceanem, z całym mnóstwem palm i typowo polinezyjską architekturą – miodzio, z najwyższą na świecie górą Mauna Kea i największym obserwatorium astronomicznym świata z największymi teleskopami, Kauai za faunę i florę niewystępującą nigdzie indziej, miasteczko Hanapepe Valley gdzie kręcono Park Jurajski i Ptaki Ciernistych Krzewów.
No ale już dosyć, do pracy czas wracać…
piekne, pozazdrościc takich wakacji 🙂
chyba zmienie nazwe bloga z saber na saber vel Tony Halik 😉
no dobra myśl :-))