Dwa dni spędzone w towarzystwie przystojnego Wietnamczyka o migdałowym spojrzeniu, atletycznej sylwetce i europejskim obyciu. Generalnie lokalni mężczyźni bez wysiłku wzbudzają obrzydzenie w przybyszach z dalekiego kraju. Panowie w Wietnamie oraz w innych częściach regionu mają w zwyczaju dłubać w nosie oraz nosić długie pazury, raczej nie za czyste. W dobrym tonie jest mieć jeden na prawdę długi szpon przy małym palcu i on tego nie miał, poza tym nie charczał i nie pluł jak inni, przez co od razu wpadł mi w oko.
Nasz przewodnik bardzo się starał urozmaicić nasz czas i muszę przyznać, że mu się to udało. Kilkakrotnie w ciągu dnia przesiadywaliśmy się z łódki na łódkę. Każda miała zwykłe krzesła postawione swobodnie, a z wody co raz wystawały konary drzew i bałem się że za moment o coś zahaczymy i zaraz pójdziemy na dno…
Wsie i wioski położone wzdłuż życiodajnej rzeki to głęboka prowincja i ogromna bieda, wszyscy bardzo skromnie ubrani, niektórzy wręcz w łachmanach, ludzie żyjący z dnia na dzień, bez perspektyw na bogactwo czy nawet emeryturę, na jakąkolwiek opiekę socjalną, rybacy, otwarci na przybyszów, pragnący, aby ci zachowali dobre wspomnienia ze spotkania z nimi.
Im bardziej poznaję inne kultury, tym bardziej doceniam własną. Wietnam jest jak zupa Pho – narodowy posiłek jego mieszkańców. Początkowo bez smaku, wręcz nudny. Z każdym kolejnym łykiem coraz ostrzejszy, wyraźniejszy i bogatszy. Pho je się pałeczkami i łyżką jednocześnie. Jest różnorodna, choć prosta. Wietnam też.
Widok pracujących na polach ryżowych ludzi, pochylonych, brodzących w wodzie, osłoniętych od prażącego słońca słomkowymi kapeluszami, jest w wielu miejscach w Azji Południowo-Wschodniej naturalnym elementem krajobrazu. Plony zbiera się jeszcze ręcznie, za pomocą sierpa…
Szał degustacyjny trwa nieustająco, staramy się jeść w różnych miejscach i wszędzie kuchnia wydaje się nam smakować. Wciąż poszukuje lokalnych specjałów: świński móżdżek, mięso psa, mięso szczura, kaczy embrion, larwy drzewa kokosowego, grillowane kozie wymiona. Skusiłem się na grillowane mięso krokodylka…
Widziałem butelki wódki pełne jaszczurek, koników morskich, ptaków razem z piórami, węży, robaków i inne wyszukanych afrodyzjaków, których nie sposób określić i szczerze nie miałbym nic przeciwko żeby zapodać sobie z takim czymś kielonka.
Żeby nie zostać pożartym żywcem przez komary przez całą noc mamy włączoną klimatyzację na 15 kresek. Choć spanie przy włączonej klimatyzacji jest niezdrowe chce mieć pewność, że żaden skurczybyk nie upili mnie jak będę spał a tu nad Mekongiem jest ich cała masa.
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.