Przed wylotem do Cusco zaopatrzyliśmy się w tabletki soroche łagodzące objawy choroby wysokościowej. Co to znaczy, że miasto leży na wysokości ponad 3 tys m n.p.m odczuliśmy dość szybko. Oddech stał się krótszy i płytszy, serce zaczęło szybciej bić, wkradła się nerwowość i o wiele szybciej się męczyliśmy. Przy większym wysiłku chwilami trudno było złapać łyk powietrza.
Pierwsze wrażenie były jednak bardzo przyjemne. Kilka kroków od Novotelu i doszliśmy do Plaza de Armas głównego placu zabytkowego Cusco, od którego odchodziły uliczki we wszystkich kierunkach. Z jednej strony placu imponująco duża katedra El Triumf, a obok bardzo podobny kościół w stylu kolonialnym. Wszystko zbudowane na fundamentach inkaskich budynków i z materiałów powstałych ze zburzonych inkaskich świątyń. Podobnie jak większość tutejszych budynków, również i te zbudowane zostały w miejscu starodawnych pałaców i świątyń Inków. Hiszpanie niszczyli budowle pozostawiając tylko fundamenty, często do budowy używali tych samych, idealnie przyciętych i wypolerowanych kamieni. Gdy Cuzco nawiedziło trzęsienie ziemi, kolonialna zabudowa runęła jak domki z kart, ale inkaskie fundamenty pozostały nietknięte.
Plaza de Armas tonęła w mocnym słońcu, odnowiona, pełna kolorowo ubranych ludzi i jeszcze bardziej kolorowych flag.
Powiewające wszędzie flagi Cuzco z tęczą, symbolizujące imperium Inków doskonale prezentują się dodając miastu jakby nowoczesności. Ta dość kłopotliwa kolorystyka przywodzi na myśl branżę i powoduje czasem lekkie zakłopotanie, jeśli nie rozczarowanie.
Cały plac i schody przed katedrą zapełnione były ludźmi. Stare kamienice z pięknie rzeźbionymi balkonami i drzwiami, małe placyki z zielenią – oniemieliśmy z zachwytu. Przepiękne miejsce i naprawdę najpiękniejszy rynek, jaki dany było nam zobaczyć w Peru: duży, kolorowy, schludnie utrzymany z pięknym trawnikiem, tonący w żółtych i biało-różowych kwiatach. Pośrodku nieodzowna, imponująca kolorem, zielona fontanna. Wokoło przecudne dwupiętrowe kamieniczki z arkadami na parterze. Każda kamieniczka posiadała misternej roboty drewniane wykusze z mieszczącymi się w nich kawiarniami. Wszystkie budynki pokryte czerwoną, ceramiczną dachówką. Jedne teorie mówią, że w danych czasach plac pokryty był złotymi płytami i składano tutaj ofiary przed rozpoczęciem działań wojennych, inne że było to święte miejsce, gdzie opłakiwano zmarłych. Za czasów panowania Hiszpanów dokonywano na nim krwawych egzekucji powstańców i buntowników. To miejsce w pełni zasłużyło na miano jednego z najpiękniejszych placów Ameryki Łacińskiej. Najlepiej prezentuje się tuż po zmroku, kiedy podświetlony jest na złotawy kolor…
Od placu rozchodzi się sieć wąskich, brukowanych uliczek, wcale nie mniejszej urody, wąskie wybrukowane kamieniem, stromo ciągnące się w dół i górę. Wszędzie galerie, sklepiki, knajpki.. Stare kamienice pokryte pomarańczowa dachówką, drewniane balkony, wybrukowane kamieniami, strome uliczki, małe klimatyczne placyki… odkrywamy je w ciągu dnia i w nocy wracając z kolacji w Pachapapa. Po Cuzco można spacerować godzinami, za każdym razem odkrywając to miasto od nowa.
Tego samego dnia, jeszcze przed zachodem słońca wdrapaliśmy się na sam szczyt stromej uliczki. Widok Cuzco z góry okazał się równie zachwycający. Czerwone gliniane dachówki wznoszą się i opadają aż po horyzont. Nad domami dostojnie górują potężne kościoły i katedry. Świątynia Słońca mieni się w złotawym świetle. Przez chwile byliśmy w samym centrum świata i nie mamy, co do tego wątpliwości i nawet zapominam że przed chwilą myslałem że wyplujmy płuca.