Przez różnicę czasu rozregulował mi się apetyt. Wczoraj niby o 18 zjedliśmy kolacje a o 6 rano zbudziłem się z żołądkiem zaciśniętym z głodu w trąbkę.
Nasz przewodnik Juan okazał się potomkiem włoskich emigrantów mieszkających w Ameryce Południowej od 2 pokoleń, dzięki szczęśliwemu zbiegu okoliczności nie musiałem się wcale produkować dla M podczas zwiedzania miasta.
Po przejażdżce po finansowym centrum Santiago ( o wdzięcznej nazwie Sanhattan) pełnego strzelistych wysokościowców, siedzib międzynarodowych koncernów, banków, hoteli jak i apartamentowców mieszkalnych z szerokimi tarasami z pięknie wkomponowanymi w nie kompozycjami z kwiatów i roślin zapuściliśmy się w dalsze dzielnice Santiago. Niektóre domy i rezydencje to prawdziwe architektoniczne perełki, nie wiem na ile to prawda, ale z tego co opowiadał Juan ich cena wcale nie powala jeśli porównać je do realiów szwajcarskich. Nasze zainteresowanie wzbudziły niewielki wille przerobione na butiki luksusowych marek. Z dzielnic względnego bogactwa i luksusu pojechaliśmy na Plaza d’Armes głównego placu miasta. Stare dzielnice choć wyglądały na zaniedbane miały swój urok, mieliśmy sporo wolnego czasu żeby pokręcić się samodzielnie i zajrzeć w każde interesujące nas miejsce. Główny plac bardzo przypominał główny plac, który widziałem w kwietniu w Limie: katedra, poczta, palmy, pomnik z kimś ważnym na koniu i olbrzymi łopoczący na wietrze maszt z flaga państwa.
W porze lunchu dotarliśmy do Boheme pełnego kolorowych murali, galerii, klubów i restauracji. M przekonał mnie, byśmy nie wracali wraz z przewodnikiem do hotelu tylko żeby odłączyć się i kontynuować poznawanie Santiago na własną rękę.
2 kolejki pisco sour później i przebyciu nie wiem ilu kilometrów poczułem się naprawdę zmęczony, w hotelu czekała na nas mila niespodzianka od dyrektora hotelu – butelka czerwonego wina. Jedna lampka zadziałała bardzo szybko, dosłownie padliśmy na lóżko i zaraz potem usnęliśmy.
Było już koło 21 kiedy wyszliśmy jeszcze na wieczorny spacer przed pójściem spać. W ciągu dnia mamy szczęście do pogody, jest sucho i stosunkowo ciepło tylko wieczorami robi się przeszywająco zimno i mokro.
Rano musimy bardzo wcześnie wstać by zdążyć na poranny samolot do Calamy. Następne 3 dni spędzimy w San Pedro de Atacama…
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.