Lot z Santiago na Wyspę Wielkanocną trwa prawie 6 godzin, niemal tyle samo co lot z Los Angeles do Honolulu. Punkt 7.00 przyjechał po nas do Radissona zabawny tęgi Amerykanin z Teksasu mieszkający w Chile od 9 lat. Jedno spojrzenie na nas wystarczyło, żeby załapał że razem z M stanowimy parę. Opowiadał nam jak przed kilkoma tygodniami woził po klubach 2 panów z Miami, którzy zapragnęli doświadczyć życia nocnego w Santiago w wersji rainbow… Podobno wracali z bananami na twarzy, ale dlaczego dokładnie tego powiedzieć nam nie chciał. Obiecałem odezwać się do niego następnym razem, gdy będę stolicy Chile…
No właśnie, od kilku dni chodzi mi taki pomysł po głowie by wrócić do Ameryki Południowej: Lima – Santiago – La Paz albo w połączeniu z Ekwadorem, Sao Paulo albo Kolumbią. Drugi pomysł to, żeby zrobić sobie przerwę w pracy na 4-5 miesięcy i wyjechać do Peru uczyć się hiszpańskiego. Znalazłem już nawet szkoły oraz ceny takiego kursu i wcale nie wygląda to nieosiągalnie…Na razie to tylko myśli, ale znam siebie, od pomysłu, planu do decyzji to czasem krótka chwila…
Spodobało mi się latanie chilijskim LANem, jako linii lotniczej niewiele mam im do zarzucenia, jedzenie, obsługa, infrastruktura, pokładowy zestaw rozrywkowy są bez zarzutu, jedynie M. narzekał, że w menu nie może wybrać filmów po włosku. Podczas gdy on głównie drzemał, ja oglądałem film za filmem raz po raz łapczywie obcinając bardzo apetycznie wyglądającego stewarda o zabójczym uśmiechu.
Na lotnisku Mataveri czekała na nas pilotka, która wręczyła nam naszyjnik z kwiatów lei, podobny do tego, który dostają turyści przylatujący na Hawaje. Lotnisko Mataveri jest bardzo małe, ląduje tu tylko jeden samolot na trasie Santiago de Chile – Rapa Nui – Papeete Tahiti, to co zwróciło moja uwagę ze ściany we wszystkich pomieszczeniach lotniska: hala przylotów, odlotów, odbiór bagażu pokryte są boazeria!
Przejazd do hotelu Iorana trwał bardzo krótko, dostaliśmy bardzo skromnie urządzony pokój wyposażony jednak w łazienkę, prysznic, klimatyzacje i taras z widokiem na skaliste wybrzeże i ocean.
Jeszcze tego samego popołudnia wyruszyliśmy na oglądanie pierwszych ahow, pukao, mahute i moai… Jak patrzę w morze to nie mogę uwierzyć, że od najbliższego lądu dzielą mnie tysiące kilometrów.
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.