Wczoraj wieczorem zerwał się silny wiatr, który przełamywał palmy, rwał krzaki, a w konsekwencji przyniósł bardzo obfite opady deszczu, które nie ustąpiły do rana. O 10.00 mieliśmy wyjechać na lotnisko skąd o 14.10 planowaliśmy odlecieć do Santiago.
Niestety z powodu zlej pogody samolot LANu z Santiago nie wystartował i utkwiliśmy na wyspie przynajmniej do 20.00, bo nic nie przylatuje ani nie odlatuje do/z lotniska Mataveri. Więcej połączeń tutaj nie ma więc nie zostało nam nic tylko uzbroić się w cierpliwość i czekać, może samolot z Santiago odleci o 13 wtedy jest szansa, że o 20 będziemy mogli wrócić nim z Hanga Roa.
Szczęście w nieszczęściu menadżerka hotelu pozwoliła nam zostać w pokoju do momentu wyjazdu na lotnisko. I tak nie spodziewa się gości, bo ci utkwili w Santiago…
M. trzęsie portkami, że przez złą pogodę stracimy połączenie do Sao Paolo i Zurichu, przez co on nie zdąży we wtorek na samolot do Rzymu. Wiem jedno – będzie wesoło…
**********
4 godz. później
Samolot LAN Chile z Santiago w końcu wyleciał ok godz. 15.00. Do czasu nim przyleci na Rapa Nui minie 6 godzin, dlatego razem z M. postanowiliśmy nie czekać bezczynnie w pokoju tylko wyrwać się po raz ostatni do Hanga Roa. W pokoju mamy telewizor, ale Telewizja Rapa Nui jest gorsza niż programy nadawane przez Telewizję Irańską, 2 pozostałe programy głównie śnieżą więc jest bida. Internetu w pokoju nie mamy a ten na recepcji jest baaardzo powolny.
Wczoraj za namową naszego przewodnika odkryliśmy super knajpę Haka Honu z bardzo dobrym lokalnym jedzeniem i dziś pojechaliśmy tam znowu.
Pani z recepcji hotelu Iorana należą się kwiaty za to, że nie wyrzuciła nas na bruk. Oczyma wyobraźni już widziałem siebie spędzającego dzień i noc na lotnisku, układającego się do snu na strzępach kartonów, próbującego wymienić karton papierosów na jedzenie, wodę i mydło…
Na razie sugerowana godzina wylotu stad to 22.00 – oby…
*******
8 godz. później
Samolot z Santiago, który miał zabrać nas spowrotem na kontynent, przyleciał grubo po 21.00. Lalo jak z cebra, gdy pasażerowie schodzili po schodkach na płytę lotniska, wszyscy byli przemoknięci, kiedy dotarli to hali odbioru bagażu. My dotarliśmy na lotnisko po 19.00 a na widok zatłoczonego terminalu odlotów ucieszyliśmy się, że zdecydowaliśmy się przeczekać całą te sytuacje w hotelu. Terminal na Rapa Nui bardziej przypomina przystanek autobusowy niż miejsce skąd startują wielkie samoloty.
Nim zaczęto wpuszczać nas na pokład minęły następne 2 godziny, chodziliśmy już na rzęsach ze zmęczenia, nie chciało nam się ani pić ani jeść ani oglądać filmów – marzyliśmy żeby móc wreszcie zamknąć oczy i po prostu zasnąć.
Wreszcie wystartowaliśmy.
Pilot grzał do Santiago 1100km/h i zamiast planowych 6 dolecieliśmy w 4.40h po drodze doświadczając niezłych turbulencji.
Po 4 nad ranem byliśmy w Santiago skąd hotelowym shuttle busem pojechaliśmy na kilka godzin do Hiltona przespać się trochę, odświeżyć, zjeść normalne śniadanie przed czekającym nas powrotem do Europy.
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.