Na lotnisku w Zurichu pojawiłem się 90 minut przed wylotem, podczas gdy K przebywała tutaj od 17.00 biorąc udział w randce w ciemno z portalu randkowego.
Lot jest tak długi i o tak późnej porze, ze w drodze do Singapuru nie zamawiam nawet jednego posiłku.
Wylecieliśmy punktualnie przed północą a po szybkich dwóch kolejkach whisky rozłożyłem fotel i zasnąłem kamiennym snem.
Jakaś nieostrożna stewardessa przechodząc z wózkiem, z którego wydawała śniadanie rozsypała cala jego zawartość na przypadkowym pasażerze w klasie ekonomicznej. Komuś się poszczęściło i będzie wracał w biznesie.
***
Na Changi mieliśmy prawie 3 godziny postoju, akurat żeby wziąć prysznic, ogarnąć się, zrobić szybkie zakupy przed kolejnym 7 godzinnym lotem do Sydney. K znosi podróż dzielnie, co chwila powtarzając, ze gdyby przyszło jej lecieć do Australii w ekonomiku już dawno miałaby kryzys. Z reszta ja chyba tez, ale szerokie fotele w Singapore Airlines skutecznie pozwalają mi o tym zapomnieć.
***
Podczas lotu z Singapuru do Sydney udało mi się zdrzemnąć parę godzin, dzięki temu lądując o 7.30 czasu lokalnego w Australii bylem spokojny, ze uda mi się oszukać zmęczenie spowodowane zmiana stref czasowych. Choć jako jedni z pierwszych wyszliśmy z samolotu kontrola imigracyjna i fito sanitarna zajęły nam prawie dwie godziny. Pies obwąchiwał mój bagaż kilkakrotnie, a i tak nic nie znalazł i w końcu dotarliśmy do wyjścia w hali przylotów gdzie czekał na nas kierowca, który zawiózł nas do hotelu.
W Radissonie nie obyło się bez czekania na klucz, dwie godziny koczowaliśmy na sofach vis a vis recepcji raz po raz rzucając błagalne spojrzenia w kierunku recepcjonistki.
Jest ciepło, ale wietrznie. Bardzo mi się tutaj podoba.
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.