Na 31. grudnia zorganizowałem dla nas pływanie jachtem po zatoce, jachtem nie byle, jakim, bo tym samym, który bierze udział w międzynarodowych regatach. Zamiast biegać po Sydney i próbować zająć najlepsze miejsca na oglądanie pokazu sztucznych ogni o północy woleliśmy skorzystać z uroków atrakcji tego pięknego miasta.
Od 15.00 policja zaczęła blokować ulice i wyznaczać objazdy dla samochodów i pieszych. Gdy wracaliśmy do hotelu praktycznie, co przecznice natrafialiśmy na policjantów kierujących ruchem i blokujących niektóre przejścia. W pewnym momencie myślałem, ze w ogóle nie uda się nam dotrzeć do hotelu i będziemy musieli zaczekać tu do północy.
Rejs jachtem był niezapomniany, piękna pogoda, ponad 30 stopni, wiatr we włosach i piękne widoki. Załoga pozwalała turystom sterować łodzią, co było okazja nie do przegapienia.
Im bliżej wieczoru tym więcej ludzi kierowało się w kierunku Circular Quey.
My tez się tam pojawiliśmy, gdy na zewnątrz było już ciemno. Na ulicach panowała wspaniała atmosfera, do niektórych stref trzeba było mieć specjalne przepustki, które wyprzedano już długo przed 31. grudnia. Razem z K. rozważaliśmy wieczór w operze połączony z kolacja i pokazem sztucznych ogni nad mostem, ale cena ponad tysiąc dolarów od osoby wydala się wystarczająco absurdalna. Ludzie tłumami przemieszczali się miedzy ulicami George Pitt i Bridge, gdzieniegdzie spotykaliśmy grupki siedzące na ulicy zajmujące strategiczne miejsca do obserwowania pokazu. Policja i straż pilnowały czy aby ktoś nie wnosił na wyznaczony teren butelek alkoholu. Podejrzewam jednak ze niektórzy przemycali go ukrytego w butelkach coli czy innego zwykłego napoju.
Pierwszy o 21.00 przeznaczony dla rodzin z małymi dziećmi przegapiliśmy specjalnie, racząc się kupionym w Singapurze mocno schłodzonym moetem. Ok 23 wyszliśmy z hotelu.
Tłumy, lasy rak z aparatami fotograficznymi, ipadami, telefonami komórkowymi próbujący uchwycić moment wybuchu petard, okrzyki radości, gwizdy, tańczący ludzie, jedni w strojach wieczorowych, inni w zabawnych kostiumach, jeszcze inni po prostu w krótkich spodenkach, rozciągniętych T-shirtach i klapkach, wszystkim dopisuje szampański humor, choć nie widać nikogo ewidentnie pijanego.

Musisz się zalogować aby dodać komentarz.