Od rana leżę na plaży i czuję jakby topniała mi skóra albo jakby otworzyły mi się wszystkie pory o istnieniu niektórych nawet nie wiedziałem, woda w basenie zmieniła się w ciepłą ciecz o konsystencji zupy. Żeby poczuć ulgę od wysokiej temperatury pozostało mi tylko moczyć się w morzu, bo tylko ten chłód jest wstanie przynieść odrobine ukojenia dla rozgrzanej skory. Nie zobaczyłem niczego na Phuket, mój pobyt ograniczył się wyłącznie do leniuchowania na basenie albo leżenia w hotelowym spa. Wrócę tutaj znowu, tylko że z M i wtedy wysilę się żeby zobaczyć coś więcej, popłynąć na Phi Phi i w ogóle. Ten tydzień i tak był wystarczająco intensywny a nie da się zrobić wszystkiego. Poza tym, pod koniec maja znowu wracam do Tajlandii.
Wieczornym lotem o 17 poleciałem do Bangkoku skąd Austrianem przez Wiedeń wracałem do Zurichu. Pierwszy raz miałem okazję lecieć z nimi na dalekiej trasie i muszę przyznać, że ich biznes klasa to ciekawy produkt, pomysł serwowania posiłków przez pokładowego szefa kuchni jest bardzo oryginalny, tak samo jak wybór najróżniejszych kaw.
W pracy dzieją się dziwne rzeczy, atmosfera jest ciężka, jakby coś się kończyło, wszyscy chodzą poddenerwowani, niepewni następnego dnia, ludzie odchodzą, z tygodnia na tydzień likwiduje się działy, tnie się koszty i wydatki na podróże służbowe, od paru przypadkowych osób usłyszałem pytania w stylu co zamierzam robić dalej, mówi się że szykują się jakieś zmiany. Ktoś nawet napomknął, że chcą nasz sprzedać komuś większemu, ale w to akurat wątpię.
Uwiłem sobie tutaj ciepłe gniazdko i przyzwyczaiłem się trochę do mocno elastycznych godzin i miejsc pracy, do mojego życia „na bogato” w Szwajcarii. Jeśli to stracę będzie bardzo ciężko mi to zastąpić albo przyzwyczaić się do nowego pracodawcy. Po maratonie takich nieuczesanych myśli nic tylko strzelić sobie w łeb…