Fajna ta Ryga, ale jeszcze lepsi Łotysze, albo oni wszyscy wyglądają tak apetycznie albo akurat odbywały się w mieście wybory mistera Łotwy, bo co krok smakowite ciacha wynajdowałem, maszerujące ulicami stadnie i nie mogłem przestać myśleć o tym, co bym im zrobił gdyby wpadli do mnie do pokoju na 8 piętro. Tak, panoramę miasta bym im pokazał, kolekcje krawatów i muzyki byśmy razem słuchali i wino pili, klimatyzacje bym wyłączył żeby zrobiło się gorąco w pokoju albo zaprosił do sauny, bo Radisson zrobił mi prezent i dał mi pokój z prywatną sauną w łazience, ale nie taką wmontowaną w kabinę prysznicową, ale prawdziwą drewnianą…
Monotematyczny jestem ostatnio.
Zostawiam słoneczną Rygę za sobą i lecę dalej do Wilna…
O ile Estonii i Łotwie krajobrazowo czy kulturowo bliżej do krajów Skandynawii o tyle Litwa to ewidentnie dawni ruscy. Widać wciąż biedę, gdzieniegdzie bogactwo w postaci eleganckich sklepów czy drogich aut oraz niestety typowe przypadłości klasy nowobogackiej, po raz kolejny potwierdza się, że klasy i dobrego wychowania za żadne pieniądze kupić się nie da.
W restauracji hotelu, w którym się zatrzymałem bardzo nietypowo serwowali codziennie świeże ostrygi i przez cały swój pobyt dosłownie obżerałem się nimi wzbudzając wstręt u M., która owszem spróbowała, ale smakoszem ostryg nie została.
Za to piwo smakowało nam obojgu, zwłaszcza to pszeniczne podawane z plasterkiem cytryny, od dawna piwa nie pijam ale w Wilnie piliśmy po 4-6 kufli dziennie, głównie z powodu wysokich temperatur sięgających 32-35 kresek.
W restauracji spotkało mnie zdarzenie bardzo nietypowe wręcz. Zajadając sałatkę nicejska dostałem wiadomość od pana kelnera, który prócz pracy w usługach, lubił usługiwać klientom także poza godzinami pracy, oferując możliwość rozegrania towarzyskiego meczu za pieniądze. Po przejrzeniu galerii jego mocno biologicznych zdjęć oraz licznych tatuaży z oferty nie skorzystałem.
Wieczorem spotkałem się z lokalnym przedstawicielem klubu litewskiego, który wyglądał jak Szwed albo Norweg, który zaprosił mnie na piwo a nawet kilka, gdy skończyliśmy było grubo po 23 wiec postanowiłem mu się odwdzięczyć w sposób najlepszy jaki potrafię. Kolega w ogóle nie protestował, wręcz cieszył się jak małolat na talent, który chciałem przed nim odkryć, co po niedługim wstępie uczyniłem, recytując przy tym w myślach ‘’Litwo Ojczyzno Moja’’. Nigdy przedtem nie wczułem się w tekst inwokacji tak mocno i tak głęboko, jak wtedy tamtej piątkowej nocy.
M. zabrała mnie do Troków, pięknie położonej miejscowości 30 km od Wilna. Gdybym został na Litwie dłużej chętnie spędziłbym tam 2 albo nawet 3 dni rozkoszując się pięknie położonym jeziorem i możliwością uprawiania sportów wodnych.
Do Troków nie pojechałem ani taksówką, ani z biurem podróży, ale litewskim PKS-em co z dumą odnotowała M. a podróż przebiegała w starym gruchocie pozbawionym luksusu klimatyzacji.
Chcę litewskiego Szweda/ Norwega! Już!!!