Dotarłem ja i moja walizka, o 12.40 wylądowałem na JFK, jako pierwszy wyszedłem z samolotu, bezproblemowo przeszedłem przez rozmowę z urzędnikiem imigracyjnym by potem ponad 90 minut spędzić w taksówce na Manhattan. Zatrzymaliśmy się w Westin na Time Square, dostałem narożny pokój na 30. piętrze z pięknym panoramicznym widokiem.
Pokój deluxe, rzekłbym apartament…Tylko, że hmmmm. To jest to chyba idealny start w ciężkie mieszkaniowe klimaty Nowego Jorku, bo jak na cenę wynajmu, jakość jest naprawdę średniawa. Okna są szczelne, ale cały pokój wykończony jakby z okresu późnych lat 90tych, tyle że odmalowane. Futryny, drzwi, zasłony i szafy są bardzo old schoolowe, pierwsza reakcja – nie wiem czy w ogóle chce się rozpakować i położyć w szafce ciuchy – ale człowiek się przyzwyczaja. Łazienka na pierwszy rzut oka też nie za bardzo, stare kafelki i baterie, nie da wyregulować się prysznica, są problemy z ogrzewaniem, zupełnie inne standardy…
Póki, co odbieram to miasto dokładnie tak jak wtedy, gdy byłem tu na urlopie, mam energie i zapał do pracy, nawet chce mi się jutro ładnie ubrać na konferencje.
Metropolia przedstawiona w niezliczonej ilości seriali i filmów ma zakłamany wizerunek.
Jestem teraz na Manhattanie, genialna lokalizacja, a mam wrażenie, ze w koło raczej bieda. Nie wiem gdzie są ci wszyscy celebryci i modelki, raczej widzę ludzi bardzo różnorodnych rasowo, ale z takimi smutnym i zmęczonymi twarzami, trochę freaków, wariatów, poprzebierane psy. Patrzę na budynki, okna i raczej widzę normę, albo przeciętność i biedę, chociaż przy 5. Alei na wysokości 60. Wschodniej i w górę liczę luksusowe limuzyny zaparkowane przed kamienicami: kilka Maybachów, dużo BMW, Lexusów, Mercedesów i klasycznych Rolls Royce’ow. Kolorowe życie dzieje się w wysokich budynkach gdzieś tam w górze..
Z myślą o M. przeszedłem Madison Ave całe 40 przecznic od 42. do 83 z misja wykupienia polowy galerii Jonathana Adlera. Choć po przyjeździe wskoczyłem w wygodne letnie spodenki, adidasy i czapkę z daszkiem czułem jak chlupocze mi między nogami, w połowie drogi musiałem wejść do budynku banku Chase of Manhattan ochłodzić się w przyjemnym klimatyzowanym pomieszczeniu.
Przyjezdni mówią, że puzzle zaczynają się układać w całość po jakimś roku mniej więcej. Ludzie niechętnie się do tego przyznają, bo wszyscy przecież ‘love new york’, ale jak się ich przyciśnie to każdy przyzna, że początki tutaj to nie jest miesiąc miodowy – w końcu każdy przechodzi przez dokładnie takie same przeprawy, plus musi ogarnąć rzeczywistość.
Było tak jak zostało kiedyś opisane: podróż w 1. klasie, Manhattan, korki, spacer po 5 Alei, zakupy w galerii, radość że tu jestem, że mogę to tego wszystkiego doświadczać i smutek bo przyleciałem sam. A może to nawet nie smutek, tylko łzy szczęścia, w końcu spełnia się mój sen…
Życzenia trzeba wypowiadać ostrożnie, widziałem takich mieszkających przy 5th Ave – obłożonych kartonami, przedmiotami znalezionymi w śmietnikach albo wyrzuconych przez przechodniów.
Dzisiaj Nowy Jork i 5. Aleja a za dwa miesiące Katmandu i widok na Himalaje.
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.