Guat Hong zatrzymała się w tym samym hotelu co ja na Fishermen’s Wharf co po przyjeździe okazało się totalna wtopą, bo recepcja, hol, siłownia i spa oraz całe najwyższe piętro w Radissonie były akurat w remoncie, do tego zwalili się tutaj geriatrycy ze statku wycieczkowego i gdzie nie spojrzeć panował niezły kocioł. Postanowiliśmy zostawić tylko nasze walizki i uciec od całego tego zamieszania. Pogoda nas rozpieszczała, świeciło słońce, niebo było bezchmurne, panowało przyjemne 25 stopni. Poszliśmy do portu na cream chowder i ostrygi. Próbowałem zagadywać Guat Hong jeszcze o Kristi, ale za każdym razem kiedy rozmowa niebezpiecznie zbliżała się do tego tematu widziałem jak drzy jej podbródek a do oczy napływają łzy, dlatego przestałem. Głośnym cable car zjechaliśmy do kolorowego Chinatown, pokazałem jej Huntington Park nocą i garaż, który kiedyś malowałem, od Powell szliśmy pieszo w kierunku strzelistego Embarcadero a potem kolejnych przystani aż dotarliśmy do Pier 39. Na ulicach mijaliśmy grupy bezdomnych i freakow, którzy na dobre wbili się w pejzaż miasta.
Po takim spacerze ledwo czuliśmy nogi, dlatego następnego dnia rano wypożyczyliśmy rowery i pojechaliśmy w stronę Fortu Mason i Golden Gate Bridge. Guat Hong uwielbia jeść, praktycznie spożywa tylko jeden posiłek dziennie – zaczyna rano i kończy w nocy, jest jak chodzący przewód pokarmowy, ale jest też wdzięcznym kompanem przy zwiedzaniu knajp i restauracji. Widzę jak bardzo się przede mną otworzyła i jak inaczej postrzega niektóre tematy i osoby, z którymi współpracujemy.
Dodaj do ulubionych:
Lubię Wczytywanie…
Informacje o saberblog
sabera myśli zapisane, czyli internetowa ziemia obiecana współczesnego narcyza i lansera.
Jestem szczęściarzem, w czepku urodzony, z poukładanymi priorytetami, który podąża za swoją pasją. Lubię pisać bloga, bo w ten sposób obserwuję siebie i całą resztę. Udowodniłem sobie, że jestem człowiekiem wolnym i otwartym. To bardzo przyjemne uczucie, zrobić w życiu coś dla siebie, wbrew temu co mówią inni, co wypada, co należy albo trzeba.
Czasem mam wrażenie, jakbym dopiero co skończył studia, niedawno zaczął pracować, dopiero co wyemigrował z Polski, rzucił pracę, wyruszył w podróż dokoła świata, odwiedził ponad 90 krajów. Innym razem łapię się za głowę, ile to już lat minęło, ile po drodze się wydarzyło. Czas jest fajną materią, taką bezkresną i niedotykalną. Fajnie obserwować emocje swoje i innych. Elektroniczny pamiętnik staram się prowadzić w miarę systematycznie – to jedna z niewielu rzeczy, które w życiu robie naprawdę regularnie, bo zwykle na bakier u mnie z obowiązkowością. Czasem wracam do spraw np. sprzed roku i okazuje się, że gdy patrzę na tamten czas choćby z perspektywy dwunastu miesięcy, widzę, że był on naprawdę wypełniony.
Myślę że gdyby nie ten blog, brakowałoby mi życiowego „pionu”. A tak zawsze mogę spojrzeć na przeszłość z dystansu i zobaczyć czy udało mi się zrealizować swój zamierzony plan, zweryfikować gdzie popełniłem błędy albo po prostu pamiętać o tych wszystkich miłych wydarzeniach, których byłem uczestnikiem.
Ten wpis został opublikowany w kategorii
podroze i oznaczony tagami
podróże,
USA. Dodaj zakładkę do
bezpośredniego odnośnika.
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.