Nazajutrz wybrałem się do Villa de Leiva położonego wysoko w Andach miasteczka, założonego przez Hiszpanów w XVI wieku, które jest architektoniczną perłą Ameryki Południowej. Wcześniej jednak spotkała mnie kolejna niespodzianka – okazało się ze moja pilotka mówi tylko po hiszpańsku a jej angielski ogranicza się do pary prostych zwrotów. Teoretycznie mogłem zrezygnować z wycieczki i zostać w Bogocie, biuro podróży oddałoby mi pieniądze, ale pokusa była silniejsza. Porozumiewaliśmy się za pomocy gestów, mieszaniny włoskiego i hiszpańskiego a gdy to nie wystarczyło po prostu uśmiechem. Podróż zajęła nam prawie 4 godziny głównie z powodu korków. Wyjazd z Bogoty trwał ponad 90 minut, staliśmy w ogromnym korku poruszając się z zawrotną prędkością 5 km/h.
Maria pokazała mi okazały rynek główny, od którego promieniście w kierunku gór odchodzą małe uliczki, niskie kamienice, z typowymi, rzeźbionymi balkonikami, brukowany rynek, małe sklepiki z regionalnymi wyrobami, tutaj czas toczy się jakby wolniej. Taki obraz Villa de Leyva posłużył, jako tło ‘’Legendy Zorro” z Antonio Banderasem. Wszędzie sprzedawano słynne kolumbijskie kapelusze, poncho czy charakterystyczne lalki z kolby kukurydzy. To podobno jedno najbardziej popularnych kolumbijskich destynacji, podczas długich weekendów miasteczko szczelnie wypełniają turyści głównie z Bogoty, bo w okolicy jest pełno ciekawych miejsc wartych zobaczenia.
Trafiłem też do Casa Terrecota, architektonicznej fantazji w całości ulepionej z gliny, choć dom jest niezamieszkały to w pełni jest przygotowany do zamieszkania, działa światło, woda i prąd. Jego twórca Octavio Mendoza nazywał to miejsce ‘’największym kawałkiem ceramiki na świecie’’, dom w całości został zbudowany ręcznie przy użyciu gliny prażonej w słońcu. Niektórzy nazywają to miejsce domem Flinstonów. Z zewnątrz wygląd jak ogromny kopiec gliny, luźno ukształtowany na wzór domu, otoczony jest bujną zielenią na tle zapierającego dech w piersiach widoku gór. Wewnątrz krzywe, jakby ,,płynące ‘’pokoje i wszelkie udogodniania – panele słoneczne do cieplej wody, toalety i umywalki pokryte kolorowymi mozaikami, dwie kondygnacje z salonem i sypialnią oraz w pełni funkcjonalną kuchnią. Stół kuchenny, wszystkie naczynia zrobione z jednego materiału – gliny.
Potem było miasteczko Raquira – miasto garnków, znane z garncarstwa i wyrobów ceramicznych, choć jak na moje oko większość sprzedawanych tam pamiątek to masowa produkcja. Samo miasteczko jest wielobarwne i ciche.
W ramach rekompensaty a może po prostu z sympatii, która się między nami nawiązała, Maria zaproponowała pokazać mi jeszcze Zapaquire z solną katedrą – taka kolumbijska wersje Wieliczki. Nie jestem fanem zwiedzania obiektów sakralnych, ale skoro pokonałem już te prawie 10tys km zgodziłem się bez wahania.
Przez cały dzień mocno świeciło słońce – Maria w kółko powtarzała el sol y picante.
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.