Kilka tazy sprawdzałem czy dobrze zapamiętałem adres, za każdym razem przekonywałem się, że go pamiętam. Z dworca Mannheim HB poszedłem pieszo, wiedząc, że ulica na której znajdowało się moje mieszkanie jest w odległości kilkuset metrów od kolejowej stacji. Jakie było moje zdziwienie gdy w okolicy wyłapałem zasięg sygnału sieci CWT, okazało się, że lokalne biuro R. jest zaledwie blok od mojego nowego miejsca zamieszkania.
Pomyliłem tylko numery i zamiast 96 usilnie próbowałem znaleźć 65 lekko zrezygnowany skontaktowałem się z właścicielką mieszkania. B. wyszła po mnie, spotkaliśmy się w pół drogi, zaprowadziła mnie do właściwego budynku, potem oprowadziła mnie po mieszkaniu, pokazała gdzie, co i jak działa a po kwadransie zostałem tam sam. Miałem cały wieczór, żeby się rozpakować ale wolałem wyjść na miasto, w końcu miałem spędzić tutaj następne kilka tygodni.
Na zewnątrz panował nieznośny upał, w powietrzu unosiła się też wilgoć przez co spacerowanie po okolicy nie należało do najprzyjemniejszych. Wróciłem stosunkowo wcześnie, rozpakowałem walizki i zacząłem przygotowywać się do pierwszych zajęć zaplanowanych na rano.
Spałem niespokojnie, wierciłem się i przerzucałem z boku na bok, około 4 obudziłem się i włączyłem sobie jakiś film. Pomogło, nie dotrwałem do końca, za to gdy obudziłem się było już dobrze po 9. Po śniadaniu wskoczyłem w wygodne letnie pidżamowe spodnie kolorowy tshirt i pojechałem do szkoły. Instytut znajdował się zaledwie dwa przystanki o Kopernikus Strasse, gdy tam dotarłem zostałem przywitany przez tłum studentów, którzy podobnie jak ja przyszli zarejestrować się na kurs. Wśród tłumu przeważali Azjaci, w większości Chińczycy i Japończycy, drugą największą grupę stanowili różnej maści habibi habibi wyróżniający się kolorem skóry albo burką. Patrząc na tłumy studentów, które wolno przemieszczały się między kolejnymi pokojami uzupełniając swoją wiedzę na temat planu kursu, poruszające się jak stado owiec przypomniał mi się mój pierwszy dzień na studiach i zagubienie jakie mi tego dnia towarzyszyło. Wszyscy zdawali się patrzeć błagalnym wzrokiem, wielu ciągnęło za sobą walizki nie wiedząc w którym z akademików zostali zakwaterowani. Byłem w komfortowej sytuacji, że stać było mnie na wynajęcie samodzielnego mieszkania bo ostatni raz próg akademiku przekroczyłem dobre 15 lat temu.
Napisałem test, napisałem jakieś bzdetne opowiadanie i odbyłem rozmowę z lektorem. Okazało się, że lepiej idzie mi mówienie niż gramatyka, a zawsze wydawało mi się że jest na odwrót. Podczas testu przyglądałem się innym studentom, ewidentnie byłem tutaj najstarszy, na szczęście swobodny strój pozwolił mi trochę zamaskować mój prawdziwy wiek. Większość wydawała się zagubiona, zestresowana i nieśmiała, wiele osób stało ze spuszczonym wzrokiem albo zajęte było oglądaniem czegoś w swojej komórce. Same takie sierotki Marysie albo cipki niewydymki. Niechcąco wzrokiem wyłowiłem grupkę osób która znacznie odstawała od całej reszty, uśmiechnąłem się i poszedłem ich zagadać. Okazało się, że są to oczywiście Włosi…