Manaus z góry w nocy wygląda jak rozświetlona osada w środku czarnej dziury.
Mieliśmy pół godziny opoźnienia i bałem się że mój kierowca zniecierpliwi się i odjedzie. Na szczęście czekał na mnie i gdy tylko przeszedłem przez kontrolę paszportową i odebrałem bagaż ruszyliśmy w kierunku hotelu.
Mój hotel znajdował się w centrum Starego Miasta, żaden Sofitel, Radisson czy inny St Regis, znalazłem go na tripsdvisorze jako najbardziej rekomendowany hotel w tej części miasta. Nie wiem ile miał gwiazdek, może 3 ale widok śpiących na kartonach przed jego wejściem bezdomnych nie obiecywał nic dobrego. Niosłem torbę wprost nad ich ciałami uważając żeby nie zrzucić komuś 23 kilogramowego klocka na głowę.
Eco Suit był bardzo prosto urządzony ale rzeczywiście miał wszystko: duży pokój z oknem i sprawną klimatyzacją, lodówkę, sejf, wygodne duże łóżko, przestronną czystą łazienkę z prysznicem i gorącą wodą, na dodatek sprawnie działał internet a rano serwowali za darmo śniadanie. Położyłem się do łóżka ale nie zasnąłem od razu.
Brazylijski portugalski brzmi okropnie. O ile włoski, hiszpański czy francuski mają jakąś melodię to ten portugalski brzmi jak bełkot niedorozwiniętego niepotrafiącego się wysłowić tryglodyty, gorzej brzmi już chyba tylko szwajcarski niemiecki, na dźwięk którego włos mi się jeży.. O 7.30 rano miałem zbiórkę na wycieczkę po Manaus, przyjechał po mnie ten sam kierowca, pokazał miejsce z przodu auta i zabrał mnie w nieznane. Jechaliśmy dość długo, zabierając po drodze dwie inne pasażerki, nie wiedziałem co się działo ani dokąd jedziemy bo nikt z nich nie rozumiał ani po angielsku ani po włosku. Dopiero gdy dojechaliśmy do hotelu Tropicana okazało się, że to miejsce zbiórki skąd małym busem zabrano nas na właściwą wycieczkę.
Skwar i wilgotność były nie do zniesienia. Nie wiem jak można w ogóle funkcjonować w tak tropikalnym klimacie. Wszyscy ludzie których widziałem na ulicy byli mokrzy od potu, spoceni dotykali się wszyscy na lokalnym bazarze przechodząc wśród mocnej woni egzotycznych owoców i zapachu świeżo złowionych ryb porozkładanych na metalowych blatach. Smród, skwar, wilgoć, bród, lichość, szczerbaci ludzie prawdziwie egzotyczna mieszanka. Co kilka kroków zaczepiali mnie lokalni straganiarze, nic nie robili sobie nic z faktu, że ich nie rozumiałem, nie przestawali trajkotać nawet przez sekundę.
Manaus położone jest w centrum amazońskiej dżungli, 320 lat temu wzniesiono tutaj port, ale miasto zaczęło prosperować dopiero u schyłku 19. wieku, kiedy gwałtownie ożywił się handel kauczukiem, miasto zaczęło kwitnąć stając się ośrodkiem gospodarczo-kulturalnym. W środku dzikiej dżungli wznoszono pałace, luksusowe kasyna i burdele. Nawet elektryczność podobno zawitała tu szybciej niż w Londynie. Wszystko nagle się skończyło gdy Anglicy wywieźli nasiona kauczukowca na Cejlon a potem do Malezji, gdzie stworzyli konkurencyjne plantacje. Pałace i wytworne sale opustoszały a bardzo reprezentacyjny bydynek jednej z najświetniejszych oper zaczęła porastać dżungla.
Widok na port Manaus, zacumowane statki, barki, mniejsze i większe łodzie przypomniał mi pewną ilustrację z podręcznika do geografii szkoły podstawowej, to był ten obraz który spodziewałem się zobaczyć i wcale się nie rozczarowałem.