W stolicy Malezji

Przez kilka ostatnich dni towarzyszyło mi dziwne uniesienie, wszystko za sprawą zbliżającego wyjazdu do Kuala Lumpur, codziennie z rozmarzeniem wpatrywałem się w bilet kupiony dużo wcześniej a w myślach odliczalem dni do daty wylotu. Po raz pierwszy do stolicy Malezji lecialem Qatar Airways a po grudniowej podróży tą linią na Filipny naprawdę wiele sobe obiecywałem, bo bez dwóch zdań biznes klasę mają wyjątkową, lotnisko w Doha jest prawdziwie kosmiczne i supernowoczesne, obsługa jest zawsze arcymiła a serwis wspaniały i nienaganny, ale … dziwnym trafem dostałem miejsce w przejściu, ostatnim szóstym rzędzie i jakieś pechowe się okazało, bo jakby na uboczu – obsługa prawie w ogóle tu nie zachodziła troszcząc się głównie o pasażerów siedzących w pierwszych rzędach. Owszem dostałem jeść i pić, ale najdłużej ze wszystkich musiałem na wszystko czekać i nigdy nie dostałem dodatkowej lampki wina, bo stwewardowi ewidentnie było do mnie nie po drodze. Ile razy do mnie podchodził zaczynał od przepraszania, że musiałem czekać co w po pewnym czasie stało się irytujące. Biłem się w myślach żeby mu nie przyłożyć i nie wyrzucić, że może by tak mniej przepraszać a bardziej się starać, ale nieważne, korona mi z głowy przecież nie spadła.
W czwartek wieczorem zastanawialem się jeszcze czy powinienem dać znać GH, że za kilka dni przylatuję do Kuala, zdając sobie sprawę, że w środku tygodnia zwykle pracuje a weekend będę juz wracał do domu. Zaryzykowałem, napisałem a na odpowiedź nie musiałem długo czekać. Tak się szczęśliwie złożyło, że akurat miała wolne więc w środę przyjechała do mnie z Singapuru autobusem. Do czasu jej przyjazdu rozgrzewałem się na potęgę w hotelowym pokoju, aż szyby parowały i musiałem na max przykręcać klimatyzację, żeby nie zrobić sauny.
Kuala bezspornie stało się mocno atrakcyjne przez co zawsze chętnie tu wracam. Od lipca miasto niewiele się zmieniło choć wyrosło parę nowych hoteli: W, St Regis, Four Season, moje ulubione Dome w KLCC zmieniło lokal, ale cała reszta pozostała nietknięta.

Informacje o saberblog

sabera myśli zapisane, czyli internetowa ziemia obiecana współczesnego narcyza i lansera. Jestem szczęściarzem, w czepku urodzony, z poukładanymi priorytetami, który podąża za swoją pasją. Lubię pisać bloga, bo w ten sposób obserwuję siebie i całą resztę. Udowodniłem sobie, że jestem człowiekiem wolnym i otwartym. To bardzo przyjemne uczucie, zrobić w życiu coś dla siebie, wbrew temu co mówią inni, co wypada, co należy albo trzeba. Czasem mam wrażenie, jakbym dopiero co skończył studia, niedawno zaczął pracować, dopiero co wyemigrował z Polski, rzucił pracę, wyruszył w podróż dokoła świata, odwiedził ponad 90 krajów. Innym razem łapię się za głowę, ile to już lat minęło, ile po drodze się wydarzyło. Czas jest fajną materią, taką bezkresną i niedotykalną. Fajnie obserwować emocje swoje i innych. Elektroniczny pamiętnik staram się prowadzić w miarę systematycznie – to jedna z niewielu rzeczy, które w życiu robie naprawdę regularnie, bo zwykle na bakier u mnie z obowiązkowością. Czasem wracam do spraw np. sprzed roku i okazuje się, że gdy patrzę na tamten czas choćby z perspektywy dwunastu miesięcy, widzę, że był on naprawdę wypełniony. Myślę że gdyby nie ten blog, brakowałoby mi życiowego „pionu”. A tak zawsze mogę spojrzeć na przeszłość z dystansu i zobaczyć czy udało mi się zrealizować swój zamierzony plan, zweryfikować gdzie popełniłem błędy albo po prostu pamiętać o tych wszystkich miłych wydarzeniach, których byłem uczestnikiem.
Ten wpis został opublikowany w kategorii podroze i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Skomentuj

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s