Miasta skąpane w słońcu

Przejechane kolejne 150 km, M. prowadzi podczas gdy ja mogę wygodnie rozsiąść się na przednim siedzeniu, podziwiać zmieniające się krajobrazy albo albo po prostu sobie kimać. Dotarliśmy do Mazara del Vallo po drodze na krótko zatrzymując się w Sciacce. Na zdjęciach Sciacca prezentowała się bardzo obiecująco, jako portowe miasteczko, ale prócz malutkiego Piazza Duomo i portu pełnego rybaków, targu albo firm zajmujących się ich przetwórstwem niewiele było tam do oglądania. Od takie sobie miasteczko położone nad morzem, z daleka przyciąga piękną architekturą i kolorami, ale szybko traci po bliższym poznaniu. W Mazara wynajęliśmy sobie hotel ze SPA i pokój z jacuzzi na tarasie, ledwo weszliśmy do pokoju, rzuciliśmy tylko walizki i wskoczyliśmy do wanny spragnieni bąbelków i relaksu. Dzień minął nam bardzo nieskomplikowanie, wieczorem pojechaliśmy do centrum Mazara na krótki spacer, ale bez wizyty w restauracji bo te trochę nam się przejadły. Choć jest tutaj największy we Włoszech port rybny i drażniący co niektórych odór rzeki, wszystko wynagradzają najwspanialsze owoce morza na talerzu koniecznie z kuskusem. Miasto przyciąga swoim północnoafrykańskim charakterem, można zakochać się w wąskich uliczkach jakby nie z tego kontynentu, wąziutkie, przeplatane łukami przypominały bardziej widziane w Maroku. Poza tym pomarańcze obficie rosną na przykład przy… głównej ulicy. Okazało się też, że jazda z GPS-em aż do celu nie zawsze jest najlepszym pomysłem – parokrotnie utknęliśmy w beznadziejnie wąskich uliczkach starego miasta i M. nieźle się nakombinował żeby nas stamtąd wydostać.

Informacje o saberblog

sabera myśli zapisane, czyli internetowa ziemia obiecana współczesnego narcyza i lansera. Jestem szczęściarzem, w czepku urodzony, z poukładanymi priorytetami, który podąża za swoją pasją. Lubię pisać bloga, bo w ten sposób obserwuję siebie i całą resztę. Udowodniłem sobie, że jestem człowiekiem wolnym i otwartym. To bardzo przyjemne uczucie, zrobić w życiu coś dla siebie, wbrew temu co mówią inni, co wypada, co należy albo trzeba. Czasem mam wrażenie, jakbym dopiero co skończył studia, niedawno zaczął pracować, dopiero co wyemigrował z Polski, rzucił pracę, wyruszył w podróż dokoła świata, odwiedził ponad 90 krajów. Innym razem łapię się za głowę, ile to już lat minęło, ile po drodze się wydarzyło. Czas jest fajną materią, taką bezkresną i niedotykalną. Fajnie obserwować emocje swoje i innych. Elektroniczny pamiętnik staram się prowadzić w miarę systematycznie – to jedna z niewielu rzeczy, które w życiu robie naprawdę regularnie, bo zwykle na bakier u mnie z obowiązkowością. Czasem wracam do spraw np. sprzed roku i okazuje się, że gdy patrzę na tamten czas choćby z perspektywy dwunastu miesięcy, widzę, że był on naprawdę wypełniony. Myślę że gdyby nie ten blog, brakowałoby mi życiowego „pionu”. A tak zawsze mogę spojrzeć na przeszłość z dystansu i zobaczyć czy udało mi się zrealizować swój zamierzony plan, zweryfikować gdzie popełniłem błędy albo po prostu pamiętać o tych wszystkich miłych wydarzeniach, których byłem uczestnikiem.
Ten wpis został opublikowany w kategorii podroze i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Skomentuj

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s