Razem z B. udało nam się jeszcze w tym roku polecić do Nicei. B. jest bardzo wdzięczną towarzyszką podróży, o czym mogłem przekonać się na własnej skórze podczas wspólnych wyjazdów do Mediolanu i Wiednia. Nasze patologie dobrały się wprost fantastycznie.
Jak tylko udało nam się kupić tanio bilety na samolot, od razu zacząłem z niecierpliwością odliczać dni do wyjazdu.
Tym razem nie było szampana w pociągu o 6 rano, ale za to było prosecco w loungu na lotnisku w Zurichu. Ambitnie zaplanowaliśmy sobie pojechać jeszcze przed południem do St Paul de Vence, ale jak zobaczyliśmy nasz pokój i taras z widokiem na morze, poczuliśmy mocniej słońce na cudownie lazurowym niebie, to nie było już szans byśmy przegapili okazję na choćby odrobinę błogiego relaksu i lenistwa.
Słońce trochę spiekło mi czoło, nos i policzki, choć w moim mniemaniu dodało to mojej cerze tylko zdrowego koloru.
Ubrałem się na ten wyjazd trochę jak fircyk, bo nie wziąłem ze sobą niczego z dłuższym rękawem. Po południu, gdy słońce skryło się już za horyzontem, temperatura drastycznie spadła i zrobiło się nieprzyjemnie. Dygotałem z zimna jak w febrze czekając na ten przeklęty autobus, który nie nadjeżdżał.
Autobusy komunikacji miejskiej w Nicei pozostawiają wiele do życzenia. Podróż do St Paul zajęła nam prawie dwie godziny, bo nie przyjechał żaden z 2 autobusów, które według rozkładu powinny kursować średnio co pół godziny. Makabrą był powrót, staliśmy na przystanku ponad 90 minut i gdy prawie z zaczęliśmy organizować sobie alternatywny powrót do Nicei Uberem, zdarzył się cud. Nadjechał! Niestety na w pół pełny. Z czasem zapanował tam ścisk nie do opisania, całą podróż spędziłem stojąc na jednej nodze. Gdy w połowie trasy kierowca poprosił kilku pasażerów, żeby opuścili pojazd i udzielili pierwszeństwa dwóm kobietom z wózkami (i prosząc by ci poczekali na następny autobus) pokazałem mu w myślach fuck off. Nie po to stałem prawie 2 godziny na dworze, trzęsąc się jak galareta, żeby teraz oddawać swoje miejsce jakimś pingwinom. Gdyby jeździli zgodnie z rozkładem nie byłoby takiej szopki.
Gdy wreszcie umęczeni dotarliśmy do naszego hotelu skierowaliśmy się czym prędzej do… hotelowego baru na kilka kolejek kolorowych, rozgrzewających krew koktajli.
Cześć 🙂 Dziekuje za duza dawke humoru z samego rana i lekka i przyjemna lekture do porannej kawki 🙂 Bardzo fajnie się Cię czyta, co tez mam zamiar kontynuować w przyszlosci 😉 Zycze wszystkiego inspirującego i pozdrawiam serdecznie, Ania 🙂
Nie ma za co. Nie ma to jak kawka i lekka latwa i przyjemna lekturka z rana