Rodzice zaprosili nas na niedzielę do domu na wspólne śniadanie. Trochę się bałem tej wizyty, bo zachowanie mojej rodzicielki bywa mocno nieprzewidywalne, dlatego by chronić M. założyłem, że przemęczymy się w swoim towarzystwie góra dwie godziny, o 11 będziemy wolni i będziemy mieli odfajkowaną i wizytę i bonusowo dobry uczynek.
Znowu źle oceniłem intencje mojej mamy. Było super, słodko pierdząco że zostaliśmy ponad 4 godziny i za nic nie chciało się nam stamtąd wychodzić. Mamuśka przygotowała śniadanie na wypasie, takie że Sofitel ze swoim mocno promowanym magnifique breakfast się chowa: jajka, kilka rodzajów serów i wędlin, parówki na gorąco, sałatkę jarzynową, buraczki z chrzanem, ogórki, pomidory, oliwki, dżemy i konfitury, kilka rodzajów pieczywa, świeżych soków, nawet osobne dzbanki z kawą i herbatą! Na drogę M. dostał jeszcze do spróbowania prawdziwie polskiego ogórka kiszonego oraz kapustę kiszoną, która w ilości półtora kilograma wiózł potem do Szwajcarii, bo tak mu smakowała. W ogóle podczas tego pobytu w Polsce M. prawdziwie rozkochał się w polskich produktach, że do domu wracaliśmy z torbą wypełniona po brzegi słoniną, smalcem, twarogami, musztardą, marynowanymi grzybkami, kabanosami i szynką.
Z ręką na sercu muszę przyznać, że było miło i bez dąsów, fochów, dziwnych spojrzeń czy komentarzy. Nie omieszkałem jej za to później podziękować, bo naprawdę się postarała.
Dodaj do ulubionych:
Lubię Wczytywanie…
Informacje o saberblog
sabera myśli zapisane, czyli internetowa ziemia obiecana współczesnego narcyza i lansera.
Jestem szczęściarzem, w czepku urodzony, z poukładanymi priorytetami, który podąża za swoją pasją. Lubię pisać bloga, bo w ten sposób obserwuję siebie i całą resztę. Udowodniłem sobie, że jestem człowiekiem wolnym i otwartym. To bardzo przyjemne uczucie, zrobić w życiu coś dla siebie, wbrew temu co mówią inni, co wypada, co należy albo trzeba.
Czasem mam wrażenie, jakbym dopiero co skończył studia, niedawno zaczął pracować, dopiero co wyemigrował z Polski, rzucił pracę, wyruszył w podróż dokoła świata, odwiedził ponad 90 krajów. Innym razem łapię się za głowę, ile to już lat minęło, ile po drodze się wydarzyło. Czas jest fajną materią, taką bezkresną i niedotykalną. Fajnie obserwować emocje swoje i innych. Elektroniczny pamiętnik staram się prowadzić w miarę systematycznie – to jedna z niewielu rzeczy, które w życiu robie naprawdę regularnie, bo zwykle na bakier u mnie z obowiązkowością. Czasem wracam do spraw np. sprzed roku i okazuje się, że gdy patrzę na tamten czas choćby z perspektywy dwunastu miesięcy, widzę, że był on naprawdę wypełniony.
Myślę że gdyby nie ten blog, brakowałoby mi życiowego „pionu”. A tak zawsze mogę spojrzeć na przeszłość z dystansu i zobaczyć czy udało mi się zrealizować swój zamierzony plan, zweryfikować gdzie popełniłem błędy albo po prostu pamiętać o tych wszystkich miłych wydarzeniach, których byłem uczestnikiem.
Ten wpis został opublikowany w kategorii
podroze i oznaczony tagami
amore,
Wrocław. Dodaj zakładkę do
bezpośredniego odnośnika.
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.